piątek, 23 grudnia 2011

Świąteczna aukcja



Spełnić dziecięce marzenia czyli  „I Świąteczna Aukcja Fundacji Citius Altius Fortius”
Fundacja Citius Altius Fortius organizuje  Świąteczną aukcję, która nie odbyłaby się bez wsparcia  klubów Tauron Basket Ligi oraz Polskiej Ligi Koszykówki Kobiet , gdyż to właśnie one przekazały koszulki z autografami swoich zawodniczek i zawodników.  Nasze aukcje ruszają już w przeddzień Wigilii o godzinie 13.00. Fundacja zaprasza serdecznie wszystkich miłośników koszykówki oraz osoby chcące spełnić małe koszykarskie dziecięce marzenia do udziału w aukcjach, z których dochód zostanie przeznaczony na organizację zajęć sportowych dla najmłodszych. Wszystkie aukcje dostępne są na  portalu aukcyjnym Allegro – konto: fundacja-caf. Biorąc udział w aukcjach to właśnie Ty w ten magiczny czas Świąt możesz pomóc spełnić dziecięce marzenia !!!





W imieniu Michała Kucharskiego Leszek

środa, 21 grudnia 2011

Miłości

Nadchodzi najwspanialszy czas w roku, okres Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Moi drodzy Przyjaciele, wszyscy nimi jesteście, pozwólcie, że podzielę się swoimi przemyśleniami na temat tych wspaniałych dni wieńczących rok. Kończy się rok, to rok wielkich zawirowań, finansowych, gospodarczych, społecznych. Wszystko na poziomie globalnym, jak również indywidualnym.  Każdy z Nas odczuwa to na swój indywidualny sposób. Jak w mitologii "Na początku był chaos". W moim odczuciu stoimy przed wielkimi zmianami dotyczącymi, każdego człowieka na ziemi. Zrozumienie tego co się dzieje przyjdzie za jakiś czas. Kiedy zacznie się wyłaniać nowy porządek. Zmiany, które  odczuwam, zaczynają się na poziomie ducha. Poziom zaangażowania się w sprawy materialne doszedł do  krytycznej masy. Przeciążenie już nastąpiło. Cała materia się sypie.Wszystko co było na niej zbudowane zaczyna się rozpadać. Wszystkie iluzje związane z bezpieczeństwem materialnego życia rozsypują się, jak zamki z piasku. Wiem, że ma to sens i jest pewnym sposobem leczenia naszych zbolałych dusz, które przylgnęły za mocno do materii i następuje ich oderwanie. Dlatego wszystko dookoła rozpada się. Cały porządek tego świata przeobraża się. Jest to dość gorzkie lekarstwo, ale niestety potrzebne. Kiedy przełkniemy tę pigułkę i zrozumiemy, że świat zbudowany na materii to tylko kolos na glinianych nogach, zaczniemy proces leczenia całego naszego życia. 
W tym wspaniałym okresie Życzę wszystkim moim Przyjaciołom, do których Ty też się zaliczasz, bez względu na to, czy mnie znasz czy nie,czy mnie lubisz czy nie, byś przy Wigilijnym Stole zapomniał o waśniach i sporach,odłożył na bok wszystkie sprawy z życiem doczesnym. Na swój własny sposób zwrócił się  z dobrym słowem do swoich bliskich, wybaczył im wszystko co było "złe", byś wspomniał Tych, którzy odeszli w czasie  ostatnich 365 dni. Życzę Wam byście poczuli w swych sercach jak najwięcej miłości, szczególnie do tych, którzy w jakimś stopniu Was skrzywdzili i spojrzeli na nich przychylnym okiem. Niech w Dniach Bożego Narodzenia, zamiast grającego telewizora, pojawi się rozmowa, wspólne spędzanie czasu. Niech promyk miłości tlący się w Naszych sercach rozpali się w prawdziwy żar. Niech prezentem będzie uśmiech Naszych najbliższych. Świat pędzi i w Boże Narodzenie możemy go zwolnić. Możemy cieszyć się z bycia ze sobą, radować się świątecznymi frykasami. 
W Nowym Roku życzę Wam byście mieli jak najwięcej Miłości. Wszystko z niej powstaje. Wszystko jest zrodzone z miłości. Jak to zrozumiesz mój Przyjacielu to, po pierwsze będziesz zdrowy, po drugie: będziesz miał zawsze wszystkiego pod dostatkiem. 
Do kibiców koszykówki. Niech ten rok przyniesie Wam jeszcze więcej radości z Waszych pupili, Niech nastanie lepszy czas dla tego wspaniałego sportu. 
Wszystkiego Najlepszego Wasz Przyjaciel Leszek

czwartek, 15 grudnia 2011

Problem - Reakcja - Rozwiązanie

Po pierwsze: bez wątpienia pojawił się problem. Po drugie: trzeba reagować i po trzecie: trzeba znaleźć rozwiązanie tego problemu. Jakiś czas temu zafascynowany byłem spiskową teorią dziejów. W szczególności do gustu przypadł mi David Icke. Jego głównym mottem jest Problem-Reaction-Solution i walka z Nowym Porządkiem Świata. Bardzo podoba mi się idea problem - reakcja - rozwiązanie, w przypadku AZS Politechniki Warszawskiej. Na szczęście nie ma tu (mam nadzieję) nic wspólnego ze spiskiem. Tylko chcę dopasować to hasło do naszej sytuacji. Skupię się na samej koszykówce, bo "koszula bliższa ciału". Wczorajszy mecz z AZS Koszalin pokazał, że jest problem. Katastrofalna gra całego zespołu, pomimo maksymalnego zaangażowania, uwidoczniła, że  czas się przebudzić ze snu jakim jest idea gry samymi Polakami. Choć sam jestem orędownikiem takiej myśli, to jednak w ekstraklasie już niewystarczającej (w tym momencie). Kiedy w zeszłym roku w I lidze pewne braki można było ukryć, tak teraz są one obnażane w każdym kolejnym meczu. Widzę jak jeszcze nie dorośliśmy mentalnie do tego poziomu. Kiedy pojawia się najmniejsza szansa na zwycięstwo, strach przed jego osiągnięciem paraliżuje. Tak jakby było coś do stracenia.  Przypomina mi się pierwszy sezon w Polonii2011 i Andrzej Paszkiewicz, chłopak o odmiennym kolorze skóry. Większość chłopaków nie miała jeszcze możliwości grać przeciwko czarnoskórym zawodnikom i wtedy pojawił się właśnie On i pokazał, jaki wpływ na poczynania przeciwników ma jego "odmienność". Sparaliżowani strachem pozwoliliśmy piaseczyńskiemu zawodnikowi rzucić 36 punktów ( jeżeli się pomyliłem, to przepraszam, jednak było tego dużo). Jestem w stanie postawić tezę, ze właśnie to, iż Andrzej ma taką karnację sprawiło, że strach zawładnął głowami polonijnych zawodników i nie byli w stanie grać przeciwko niemu normalnie. Teraz, co po niektórzy zawodnicy, stykają się po raz pierwszy z graczami czarnoskórymi. Nagle dewaluują swoja wartość, bo pojawia się ktoś kto, może, ale nie musi, być lepszym od nich. Blokady, które zakładają sami sobie są tak mocne, że nie są w stanie pokonać więzów skrępowania i grać jak równy z równym. Po drugie kiedy już zwiążesz sobie ręce nie jesteś w stanie percypować wszystkiego tak jak należy. Wtedy jest się ułamek chwili za akcją. I niestety ten ułamek decyduje o wygranej lub porażce.

Dziś otwierając swoją pocztę elektroniczną natknąłem się "przez przypadek" na cytat:

   Szaleństwem jest robić coś jak dotychczas i oczekiwać innych efektów.

Tu dochodzimy do reakcji. Jaka jest sami widzimy. 10 porażka z rzędu. Spuszczone głowy wyrażają wszystko. Deja vu. Powtarza się sytuacja sprzed dwóch lat,kiedy Polski skład wygrał pięć meczy w lidze i z niej spadł. Tu tego problemu nie ma, bo nie ma spadków. Scenariusz grania samymi Polakami już został zrealizowany. Czas na napisanie nowego. Rozwiązanie. W sytuacji organizacyjnej, w jakiej znajduje się klub, trudno doszukiwać się możliwości wzmocnień. Dlaczego jest to potrzebne? Po pierwsze i najważniejsze, rozwój tej utalentowanej młodzieży w dużej mierze zależy od tego z kim trenują. Jeżeli  każdego dnia mają możliwość rywalizowania z lepszymi od siebie, podnoszą swoje umiejętności. Dostosowują się do poziomu. W tej chwili, taką możliwość mają tylko podczas meczów. Niestety to jest za mało. Na poziomie psychiki, są w stanie szybciej dorosnąć do ekstraklasy. Obecność kogoś "lepszego" od nich samych, zdjęłaby też ciężar odpowiedzialności, który sobie nałożyli na plecy. Pozwoliłoby to odetchnąć, nabrać znów powietrza w płuca. Kiedy wczoraj wracałem po meczu myślałem, jak pomóc w tak trudnej sytuacji, w jakiej wszyscy jesteśmy? Jedna z myśli jaka pojawiła mi się w głowie, to rozwiązanie kontraktu. Dlaczego? W dniu, w którym opuściłbym zespół zaoszczędzone pieniądze, można by wydać na zawodnika, który dałby tej drużynie nową jakość. Jeżeli są pieniądze na mój kontrakt, to można je spożytkować na innego zawodnika. Wszyscy moi przyjaciele wiedzą, że zespół stawiam ponad siebie. Tylko i wyłącznie dobro zespołu to mój priorytet.  Jeżeli nie można znaleźć pieniędzy w inny sposób może to co na mnie przeznaczone starczy na kogoś innego. Nawet na takie rozwiązanie jestem gotowy. Jeszcze jakiś czas temu,trząsłbym się ze strachu o moją przyszłość, dziś wolę się poświęcić i w taki sposób pomóc. Czasami taki ruch doda nowej energii, wpompuje  nową krew do krwiobiegu, zreanimuje  pacjenta, by na nowo mógł funkcjonować. Wszystko przed nami i tak jak słowa powyżej Szaleństwem jest robić coś jak dotychczas i oczekiwać innych efektów, tak czas na akt szaleństwa w innej postaci. Kto jak kto ale czuję się odpowiedzialny za tych moich PRZYJACIÓŁ i ich rozwój. Jeżeli będzie taka potrzeba to się poświęcę. Nie ma problemu. Tylko nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie. Kto jest w stanie zrobić to samo? Poświęcić się dla zespołu i tego sportu. Tak by koszykówka w Warszawie trwała, a nawet zaczęła zmieniać trend na wzrostowy. Już za chwilę ten piękny sport może przestać istnieć na kulturalnej mapie stolicy. Przyjdzie już tylko pasjonowanie się, NBA i rodzimym basketem, na szklanym ekranie. Kibic w Warszawie jest wymagający, chce wszystkiego co najlepsze. Chce walki o medale. Idea szkolenia w takiej formie już się wyczerpała. Można do niej wrócić za parę lat, gdy ta młodzież stanie się doświadczona, ukształtowana w 100%, wzmocniona o konkurencyjnych Polaków, wtedy podejmie walkę o wyższe cele.  Czas zacząć myśleć o budowie profesjonalnej potęgi. Jeżeli będzie dobry pomysł i zdrowa idea, to kasa się znajdzie. Do tego trzeba wielu mądrych głów, integracji, a przede wszystkim zaangażowania. 
Pozdrawiam Leszek

poniedziałek, 12 grudnia 2011

FIREWALL

Czy interesuje mnie sytuacja, w której jestem rzecznikiem jakiś grup społecznych. Nie do końca. Przez ten czas kiedy "odpaliłem"  bloga na nowo, chciałem wyrazić tylko swój punkt widzenia, czy to na sprawy, które poruszał Tomas, jak również sprawy w AZS Politechnice Warszawskiej. Moc wpływania na rzeczywistość przerosła moje najszczersze oczekiwania. Do chwili obecnej tego bloga odwiedziło prawie 6000 osób, kiedy w pierwszych 3 miesiącach nie było nawet tysiąca. Zdałem sobie sprawę, że w jakiś sposób wpływam na sposób myślenia  ludzi. Jaka jest odpowiedzialność, za taki stan rzeczy, miałem możliwość przekonać się na własnej skórze. Kiedy czujesz odpowiedzialność za własne życie, przejmujesz pełną kontrolę nad nim, w pewnym momencie dochodzi do Ciebie, że tak samo jesteś odpowiedzialny za innych, na których masz wpływ. Pewnie moje filozoficzno - psychologiczne wywody mało kogo interesują, podzielę się jednak przemyśleniami na ten temat. Te 6000 odwiedzin to ilość ingerencji w czyjeś życie za pomocą tego medium. Czułem się odpowiedzialny, za każdego kto to czyta. Każdy czyta to swoimi oczami interpretuje to na swój własny indywidualny sposób. I nie ma w tym nic złego, jak się z czymś nie zgadza , ale problem w tym jeżeli ktoś żyje tylko tym i uznaje to jako jego prawdę. Tu rodzi się odpowiedzialność za to co się puszcza w eter. Zależy mi na tym, by każdy, kto tu coś przeczyta, zastanowił się, czy chce się z tym utożsamić i przyjąć za swoją prawdę, czy odrzucić. Zdecydowanie wolę jak ktoś świadomie czegoś nie przyjmie, niż tylko "bezmyślnie" utożsami się z moją prawdą. Będę to powtarzał za każdym razem, jak tylko dostanę takie informacje. Człowieku nie jest to Twoją prawdą, jest tylko i wyłącznie moją. Przyjmuj ją tylko wtedy gdy Twój wewnętrzny FIREWALL jest włączony. Przez ten czas spotkałem się już z tak różnym feedback - iem, że włos mi się jeży na rękach. Słowa z mojego blogu stały się tematem spotkania z PLK, zostały wykorzystane w artykule w Gazecie Wyborczej, przez co miałem niezliczoną ilość pytań o przyszłość drużyny. Nagle stałem się odpowiedzialny za większą rzeszę ludzi, niż tylko swoja rodzina i drużyna. Stałem się odpowiedzialny za wszystkich Was, którzy to czytacie. Teraz już wiem jak to jest, kiedy masz w ręku narzędzie, którą możesz zrobić wspaniałe rzeczy, ale również możesz zabić. Tak jest z tym blogiem, jest tylko po to by budować nową jakość życia, której możemy doświadczyć. Można pisać wszystko co myśli przyniosą, obrażać wszystkich wkoło, dopiekać jak tylko się da.  Tylko w imię czego? Swoich racji, budowania swojego EGO. Proszę bardzo ale WITHOUT ME. Dostrzegłem strach, którego byłem producentem. Ciemna strona wyszła na światło dzienne. Dobrze, że tak niewielka (globalnie) liczba ludzi to przeczytała. Niewielu jest takich ludzi jak ja, którzy przejmują pełną odpowiedzialność za wszystko co nas otacza. Możecie być pewni, że nie będzie tu więcej PUNKTOWANIA kogokolwiek, nie pojawi się tu udowadnianie swoich racji. Za to będą moje filozoficzno - psychologiczne rozważania, które są częścią mnie samego i nie  będę udawał, że ich nie ma, by przypodobać się komukolwiek. Są moją pasją, są tym czym była koszykówka 20 lat temu, gdzie nie istniało nic innego. Dziś koszykówka to przyjemność, dojrzała miłość, czas mojej medytacji  podczas gry, spotkanie się z innym wymiarem. To co związane z koszem na poziomie administracji to "nie mój cyrk i nie moje małpy". Człowiek uczy się każdego dnia, w każdej chwili, tak jest przynajmniej w moim przypadku, lekcja, której zostałem uczniem jest niesamowicie pouczająca. Życie ludzi przeważnie, kręci się wokół tego co wykonują, są jak Marionetki, tylko myślą, że myślą. Wiedzione jak lemingi na skraj urwiska. Żyją życiem innych ludzi. Uczynienie tego świata w taki sposób mnie nie interesuje, ja uciekłem z krawędzi urwiska i zmierzam pod prąd i czym jestem dalej tym szczęście zaczyna się we mnie odzywać. I kiedy w ostatni piątek, zamiast treningu, uczestniczyłem w kolacji wigilijnej Dobrej Woli, dostrzegłem jak blisko można być szczęścia. Miałem możliwość obcowania z Adą, dziewczynką z zespołem Downa , poruszającej się na wózku.  Poznaliśmy się w wakacje. Mimo tak odległego czasu, zapamiętała mnie. Jak tylko spostrzegła, że jestem, nakłoniła mamę by podjechała w miejsce, w którym stałem. W czasie tego spotkania było tyle radości w tym małym człowieku, że w chwili kiedy miała odjechać do domu, wyraziła chęć bym przyjechał na zimowisko. Musiałem się zgodzić, a raczej chciałem, tylko w taki sposób można było ją nakłonić do wyjścia. Radość i szczerość płynąca z takiego spotkania, jak w poprzedni piątek, jest tak duża, że człowiek może nią obdarować wszystkich dookoła i jeszcze mu zostanie. To jest rodzaj szczęścia i radości, o której my wszyscy  zapomnieliśmy. Przyjmujemy czyjeś "pierdoły" za prawdę tylko dlatego, że ktoś uważa się za autorytet. Czyjeś myśli stają się prawdą Nas samych a później powtarzamy je.wierząc, że są naszymi. To jest kreowanie rzeczywistości. To do czego człowiek jest zdolny, przez  świadomość, którą posiada. Apeluję włącz swój własny FIREWALL. Działaj tak by nikogo nie niszczyć, to wszystko wraca. Świat nie po to jest kulisty, by był. Zawsze co wyrzucisz za siebie, w końcu spotkasz przed sobą. Tylko uderzenie może być o wiele bardziej bolesne. Rozdawaj szczęście i nawet jak jego nie posiadasz, za wiele, to dawaj ile wlezie, a przekonasz się, jak wiele wróci z powrotem do Ciebie. Pojawi się magia życia. I filozoficzno- psychologiczne gatki staną się rzeczywistością. Nie wierz mi sprawdzaj na sobie, już czas.
Pozdrawiam Leszek

czwartek, 8 grudnia 2011

Co dobrego z tego wyniknie?

Od momentu rozpętania się burzy wokół zespołu, zacząłem zastanawiać się jakie dobre rzeczy wynikną z tego całego bałaganu? Odzew, podejrzewam przeszedł wszelkie oczekiwania. Przez chwilę byliśmy na "ustach koszykarskiej" Polski. Dziś zastanowię się nad korzyściami płynącymi z tej manifestacji, nie tylko na poziomie zespołu, ale całej ligi oraz sportu w ogóle. 
Stało się jasne, że zespół pokazał, że ma charakter, nie tylko na boisku,ale również poza nim.Poszczególni zawodnicy zobaczyli, że czasami trzeba sięgnąć po takie rozwiązania, kiedy nie widać możliwości innego.Stali się mocniejsi psychicznie. Uwierzyli, że mogą wyrazić swoje niezadowolenie, nie narażając się na krytykę, z każdej możliwej strony. 
Na poziomie organizacji AZS Politechniki Warszawskiej, może nastąpić zmiana jakościowa w organizacji. Lepszy będzie przepływ informacji między poszczególnymi sekcjami, a zarządzającymi. Planowanie finansów będzie oparte na twardych danych. Wydaje się  tyle ile się ma  i jeszcze coś zostaje. Podpisuje tylko takie kontrakty, na które ma pokrycie w cash -u. 
Na poziomie ligi. Przede wszystkim zarządzający powinni zastanowić się nad wprowadzeniem raportowania przez kluby wykonania budżetu. Zamiast wprowadzonych gwarancji, może taka forma  usprawni funkcjonowanie klubów i w zdecydowanie lepszym wymiarze będzie to na korzyść ligi. Dlaczego? Liga jako organizująca rozgrywki,musi dbać o swój wizerunek, wgląd w zarządzanie finansami przez ligę pozwoli jej na szybkie reakcje. Załóżmy, że taki klub jak AZS PW, raz w miesiącu raportuje do ligi o przychodach i kosztach. Nagle okazuje się, że koszty funkcjonowania są zdecydowanie większe jak przychody (zapala się żółte światełko).  Gwarancje wpłat sponsorskich nie pokrywają się, z założeniami i wzrasta ryzyko niewypłacalności, liga może zareagować natychmiast. To jest biznes, nie ma  miejsca na koleżeństwo. Podejrzewam, że stworzenie takiej komórki w organizacji nie byłoby kosztowne. (Może już istnieje, może nie mam informacji o tym. Może kluby muszą to robić. Jak tak jest to egzekwowanie przepisów nie działa. Skupiam się na tym jakby nie było takich narzędzi w PLK.) Daje to lidze możliwość wprowadzenia planu naprawczego w zespole z problemami. Jak można to rozwiązać, wykracza to poza moje kompetencje, zostawiam to głównodowodzącym. Dobre połączenie gwarancji i raportowania może przyczynić się do poprawy jakości na poziomie biznesu. Na poziomie wizerunkowym, sytuacja z poprzedniej niedzieli i S.O.S,nie miałaby prawa zaistnieć, ponieważ liga wiedziałaby co dzieje się w klubach i dużo wcześniej reagowałaby., wprowadzałaby jakieś plany naprawcze. 
Koszykówka jako towar, jest na sprzedaż i to jak sprzeda się ten cukierek zależy dosłownie od wszystkich. Od zawodników, przez włodarzy klubowych, właścicieli ligi, kibiców, dziennikarzy,piszących o tym sporcie i telewizji ją pokazującej.  
Reprezentujący tą dyscyplinę mogą wpłynąć na sport w ogóle. Dobrze prowadzony biznes to łakomy kąsek dla tych,którzy chcą aby ich portfel spółek powiększył się o jeszcze jedną. Cukierek, którym może się stać koszykówka, może być ładnie zapakowany i dobrze smakować, jednak do tego potrzeba pracy całego środowiska. 

Trochę z innej bajki, ale nie chce mi się otwierać nowego posta. Nie wiem jak jest to w innych miastach, ale Warszawa w moim odczuciu to ewenement na skalę Polski. Na terenie Warszawy są dwie hale widowiskowo - sportowe, Torwar i Arena Ursynów. Jakoś to do mnie nie docierało, a może nie chciałem tego usłyszeć, że Klub AZS Politechnika Warszawska musi płacić z góry za wynajęcie Torwaru. Zastanawiające jest to, że dziś raczej płaci się za wykonanie usługi. Zaliczkuje się, lub zadatkuje i dopłaca się do faktury po zakończeniu. Jeżeli wycofuję się z usługi, to albo tracę zadatek lub zaliczka jest zwracana, kwestia dogadania. Dziś Torwar dyktuje warunki, bo nie ma konkurencji na terenie Warszawy i każe sobie, z góry, płacić olbrzymie pieniądze. To działa na szkodę takiej organizacji jak AZS Politechnika Warszawska, gdyż z braku innych możliwości musi korzystać z usług Torwaru. Do tego dochodzi jeszcze to, iż Torwar nie należy do miasta tylko Centralnego Ośrodka Sportu i wszystkie pieniądze zasilają tą jednostkę budżetową. Teraz już rozumiem ideę budowy hali widowiskowo - sportowej dla Warszawy. Przecież wzmacniając konkurencyjność w stolicy można spokojnie zarabiać na wynajmie, jak również pomagać w tworzeniu dobrej jakości sportów halowych w mieście. Może jakieś okoliczności istnieją, które przemawiają za tym by tej hali nie budować, oprócz finansowych oczywiście.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Problemy

Jest grudzień  poprzedniego roku, zaczynają się problemy z płynnością w spółce. Jednak siłą rozpędu jedziemy po awans. Mecz za meczem walczymy o zwycięstwo i powrót do elitarnego grona zespołów ekstraklasy. Mijają miesiące, zespół w rozsypce fizycznej łatwo przechodzi kolejne rundy play-off. Nadchodzi końcówka kwietnia i staje się. Grupa bliskich sobie ludzi cieszy się, jak dzieci, na parkiecie w Łańcucie. W szatni oznajmiam, że mocno zastanawiam się nad zakończeniem kariery. Potem jest dwumecz z ŁKS-em. Problemy z płynnością są już coraz bardziej dotkliwe. Czerwiec, lipiec to sezon ogórkowy, nic się nie dzieje. Cała kadra kierowniczo - trenerska jest z kadrami na różnym poziomie. Postanawiam zagrać ostatni sezon w PLK.Pożegnać się,jako zawodnik w 13 sezonie  gry w ekstraklasie a 20 jako zawodowca, czyli od pierwszego sezonu, w którym byłem opłacany. Następuje sierpień, przygotowujemy się na obozie w Olsztynie, potem gry kontrolne, które pokazują, że za mocni nie jesteśmy. Rusza liga, a my dalej mamy zaległości jeszcze z poprzedniego sezonu. I jest pierwsza runda. Zastanawiałem się nad oceną, z perspektywy, już rozegranej całej rundy. Zawsze zaczynam od siebie. Jest  to najgorszy czas w mojej karierze w Warszawie. Liczba baboli spod kosza jest masakryczna, ilość dobrych minut na parkiecie bardzo mała. Skuteczność średnia, zbiórki w normie, reszta poniżej moich oczekiwań. Nie ośmielę się na ocenę moich kolegów z imienia i nazwiska, bo od tego jest trener. U każdego widzę milowy postęp w graniu. Obnażane są natomiast nasze braki, przez zawodników z wyższego poziomu. Dobrze, że tak się dzieje, bo daje to możliwość rozwoju. Pierwszy miesiąc, to nadspodziewanie dobry wyniki dwa wygrane mecze na wyjeździe. 4000 km w autokarze w 3 tygodnie robi swoje. Przychodzą blamaże z PBG Basket Poznań i Śląskiem Wrocław. Tu zaczyna się kryzys, który trwa do dziś. I nie chodzi o to, że jesteśmy słabi. Choć i tak można powiedzieć i będzie zgodne to z prawdą. Tylko jest jeszcze ta część, która jest niewidoczna. Zdemolowana głowa. Ten cichy głos pomocy wyrażony przez trenera i zespół na konferencji po meczu w Sopocie,ukazuje ciemną stronę sportu. Stronę, z którą nie stykają się kibice. Ocenom, z perspektywy kibica, w ogóle się nie dziwię. Znam prawdę trochę inną. Patrząc globalnie, będąc szczerym do bólu, ten zespół nie ma prawa istnieć. Wciąż jednak jest i wychodzi na parkiet z myślą o wygranej. Walczy, choć nie ma szans, na pomyślny wynik. I nie dlatego, że nie chce. Dlatego, że nikt nie wspiera tej garstki ludzi. Talent to nie wszystko. Zaangażowanie i chęć do pracy to za mało. Jest jeszcze pozasportowa część, która jeszcze bardziej kuleje niż sama gra. Destrukcja głowy następuje bardzo szybko, naprawa wymaga zdecydowanie większego nakładu sił i czasu. Nie ma siły jeżeli zawodnik, który z czterech pensji, dostaje jedną, czyli, jak ma w kontrakcie 4000 zł tzn. w tym czasie zarobił 1000 zł na miesiąc, nie zdemolował swojej psychiki. Fakty są druzgocące. Praca za 1/4 pensji. Kto o zdroworozsądkowym podejściu do życia przychodzi każdego dnia na trening, do pracy, nie wiedząc, czy dostanie to na co się umówił z pracodawcą? Tak 13 ludzi, którzy byli razem na konferencji prasowej w Sopocie to robi. Czy to coś zmieni? Nie jestem przekonany. Czy można w ten sposób coś zyskać? Ten zespół już zyskał. Pokazał, że bez względu na wszystko są razem do końca. Sprzątają cały ten bałagan zrobiony gdzieś wyżej. Są cichymi bohaterami, w swoich głowach. Musieli pokonać swoje bariery i ograniczenia by wyjść tam i pokazać, że trzymają się razem. Tak buduje się zespół, a nawet liderów. Piszę w trzeciej osobie, choć w pełni utożsamiam się z zespołem. Oni już są liderami. Pokazali, że można wyjść i nic nie mówiąc przekazać, że nie wszystko jest ok. Czy zmieni się sytuacja? Nie mam pojęcia. Jeżeli miałby pojawić się w klubie sponsor, już by był. Sponsora nie znajduje się poprzez takie manifestacje. Sponsora się zachęca do tego, w inny sposób. Wierzę, że są mądrzejsi i skuteczniejsi ode mnie w tym temacie. Każdy z tej 13 ludzi znajdzie sobie miejsce w życiu. Teraz jest tylko nauka. Nauka jak stać się przewodnikiem, liderem. Potem przyjdzie sprawdzian z podobnej sytuacji. Skąd to wiem. Dla tych, którzy nie pamiętają. Jestem jedynym zawodnikiem, który przeżywa podobną sytuację po raz trzeci. Najpierw w Słupsku, potem w Polonii, teraz w AZS - ie. Za każdym razem była inna reakcja. W pierwszej uciekłem z klubu, uciekając od problemu. W Polonii zostałem skończyło się katastrofą finansową, a jeszcze bardziej emocjonalną. Nerwy, które temu wszystkiemu towarzyszyły okazały się,w moim przypadku, uzdrawiające. No i mamy sytuację obecną. Teraz nie ma nerwów. Przekonany jestem, że przeżywam taką sytuację ostatni raz. I jestem za to wdzięczny. Oczywiście nie odpuszczę wypracowanych faktur.Będę zabiegał o odzyskanie należności, do czasu kiedy je otrzymam.Ta wspaniała lekcja powoli dobiega końca. Nie wiem czy przetrwamy do końca sezonu. Niech organizacyjny bałagan sprzątają Ci, którzy są za niego odpowiedzialni. Nam zawodnikom pozostaje grać, wykonywać swoje zadania, każdego dnia coraz lepiej.Kończąc zacytuję słowa, które miałem wypisane na karteczce naklejonej na kierownicy(dwa lata) samochodu, wtedy kiedy zaczynałem kształtować się na nowo jest to ZEN w czystej postaci "wszystko co nas w życiu spotyka, jest najlepszą rzeczą, która może nam się przydarzyć". Problemy pojawiają się wtedy, kiedy mamy w sobie wszystkie narzędzia, aby je rozwiązać. Poszukać trzeba tylko gdzieś w sobie. 
Dziękuję i choć wszystko nie jest ok, z mojej perspektywy rzeczywiście wszystko jest ok.Trochę to pogmatwane, jednak wierzę, że z tego urodzi się coś dobrego.
Pozdrawiam Leszek

niedziela, 4 grudnia 2011

Bądź gotów

Jest 1.30 nad ranem w poniedziałek, właśnie wróciłem do domu, po mało emocjonującym (widza)meczu. Polegliśmy z kretesem. Jednak to jest tylko mała część tego co widzieli kibice. Wszystko zaczęło się już w sierpniu, a może jeszcze wcześniej. Może już w grudniu, poprzedniego roku. A może jeszcze wcześniej. Kryzys przychodzi niepostrzeżenie. Masz fajnie prosperującą firmę (a miałem), wszystko układa się super. Obroty są na świetnym poziomie, osiąga się pewne apogeum tj. zaczyna przejadać się zyski. Konsumuje się, żyjąc w przekonaniu, że dalej też tak będzie. Nie bierze się pod uwagę, uwarunkowań rynkowych, tylko się przejada, to z czego później można utrzymać firmę na powierzchni. I myślę, że stąd to powiedzenie, że "ryba psuje się od głowy". To zarządzający, ulegają przekonaniu, popadają w pychę, że dalej to już tylko z górki. I pewnego dnia okazuje się, że nie ma już czego konsumować, jest tylko dokapitalizowanie działalności, wpompowywanie własnych pieniędzy, wierząc, że zła passa się odwróci. Aż nadchodzi dzień, w którym podejmujesz decyzję, że albo sprzedajesz, albo zamykasz firmę. Teraz już jestem zmęczony i czas iść spać obowiązki rodzicielskie, nie pozwalają mi na dalsze rozwinięcie tematu. Bądź gotów na więcej już wkrótce....

czwartek, 1 grudnia 2011

Brawo

I tak można budować nowe środowisko w koszykówce. Po tym, jak mój wpis skierowany do trenera Pacesasa narobił wiele hałasu. Aż miło było mi czytać wywiad z Tomasem na łamach sport.pl. Cały tekst tutaj. Brawo, tak jak napisałem, intencja jest zawsze dobra, sposób realizacji już nie zawsze. Tym wywiadem uzmysłowiłem jeszcze bardziej, że w świecie, po którym się poruszamy, po drobnej korekcie swoich zachowań, stajemy się kimś zupełnie innym. Gdyby Trener Pacesas wypowiadał się w takim tonie, jak w wywiadzie z Łukaszem Cegliński, mój post zapewne nigdy by nie powstał. Tak dobra, merytoryczna rozmowa o koszykówce, na łamach prasy, nie odbyła się już dawno. Dziękuję zarówno redaktorowi Ceglińskiemu, a przede wszystkim Tomasowi. Dziękuję za to, że wspomniał o tym, że czas uruchomić byłych zawodników do działania na rzecz polskiej koszykówki. Sam taką potrzebę widzę i  miałem już okazję rozmawiać z Adamem Wójcikiem na ten temat. Takich ludzi trzeba wykorzystać. Pytanie rodzi się jedno, czy sami będą zainteresowani taką pracą? Wiele jest twarzy, które są pamiętane przez kibiców koszykówki. Dziś ludzie, którzy chodzili na mecze w czasach super prosperity koszykówki, to członkowie rad nadzorczych, wyższa kadra menadżerska, ludzie posiadający własne biznesy. Oni pamiętają wielki basket na Mazowszu, Dolnym i Górnym Śląsku. Od wschodu na zachód, od północy na południe znajdą się ludzie, którzy do dziś pamiętają jak świetnie bawili się na meczach koszykówki. Może czas przypomnieć im o sobie, ale już w innej roli.Roli kreatorów poza boiskowego świata koszykarskiego, mających realny wpływ na wydarzenia i rozwój dyscypliny. Jest Adam,  są  wspomnieni w artykule Andrzej Pluta, Jacek Krzykała. Są jeszcze Krzysiek Dryja,Piotr Szybilski bardzo mocno związani z Mazowszem i Pruszkowem.Jest też Poseł Maciek Zieliński. Tych twarzy jest bez liku.Wola i chęć działania powinna wyjść od Związku. Jak najbardziej zgadzam się z takim postrzeganiem rozwoju koszykówki. Panowie trenerzy jest Was wielu, którzy uczyliście się fachu u Trenera Urlepa, wyjdźcie naprzeciw oczekiwaniom młodszych kolegów, dzielcie się wiedzą. Jeżeli jesteś jak szklanka, wypełniona po brzegi,  wylej z siebie całą jej zawartość, i tak ona w Tobie zostanie, już została zapisana, zrobisz miejsce na nową informację, nową porcję wiedzy, która wypełni Cię znów kiedy się na nią otworzysz. Wejdziesz na wyższy poziom rozwoju. Wspomniani w artykule Trenerzy, bądźcie Liderami dla swoich kolegów. Bądźcie mentorami, tak jak swego czasu Urlep był mentorem dla Was. To można zrobić bez większego problemu. Weźcie pod swoje skrzydła, jednego "żółtodzioba". Po roku, dwóch będziemy mieli przynajmniej 10 nowych młodych trenerów, którzy pójdą w świat i zaczną pracować z młodzieżą. Zdobędą doświadczenie, którego nie ma szans nabycia na AWF- ach. Pewnie, że wyniki nie zmienią się dziś, czy jutro. Zaniedbania sięgają już ponad 10 lat. Początek końca prosperity na koszykówkę to lata 1999/2000. Wtedy zaczęła koszykówka swój marsz w dół. Także czas do Igrzysk w Brazylii, trzeba wykorzystać na przemeblowanie, zmianę w mentalności, o której wspomina Trener Pacesas. Do naprawienia jest wiele. Czy są  ludzie, którzy wezmą  odpowiedzialność za ścieżkę rozwoju koszykówki? Teraz przyszedł czas na grę innego rodzaju, choć jej sens jest taki sam, jak zawsze trzeba chcieć wygrać. Dziś Ci  ludzie, którzy popularność przynieśli przez parkiet, mogą zrobić to samo stając się współtwórcami nowej ery medialnych działaczy sportowych, którzy na nowo rozpropagują popularność koszykówki.
Pozdrawiam Leszek

poniedziałek, 28 listopada 2011

Wrzutka

Dziś opublikowałem post Maski, który został zainicjowany już w czerwcu, jednak z czystego lenistwa zapomniałem o nim i dziś dokończyłem. Jest umieszczony przed postem Powrót. Zachęcam do przeczytania i refleksji.
Pozdrawiam Leszek

sobota, 26 listopada 2011

Intencja

Każdy, nawet morderca , kieruje się pozytywną intencją. Wszystkich i zawsze kieruje  pozytywna chęć działania, choćby nie wiem jak byłaby pokręcona. Zrozumienie tego faktu pozwala nam  przychylniej patrzeć na sytuacje w życiu występujące. Nie sądziłem, że taki wydźwięk będą miały moje uwagi na temat rozważań Tomasa.Jak nikt z czytających, wiem, że Trenerem Pacesasem kieruje właśnie pozytywna intencja, w postaci poprawy jakości sędziowania, a dobro koszykówki stawia na pierwszym miejscu. Chciałem tylko zwrócić uwagę, że swoje spostrzeżenia możemy przedstawiać w sposób, który będzie konstruktywny (tu moja intencja), nie niszcząc, a budując, zarówno w sprawie sędziowania, działalności związku, czy stowarzyszeń. Cieszę się, z każdego komentarza , jaki pojawił się po publikacji. Jeżeli zjedziesz na dół, i przeczytasz co tam jest napisane w tekście O mnie. W nim jest cała prawda. Nie wierz, w żadne moje słowo, sprawdzaj i ucz się. To jest to, co zrobiliście.Przeczytaliście teks, który jest prawdą tylko i wyłącznie dla mnie i dla nikogo więcej być takim nie musi. Tym lepiej jeśli wywołał on w Tobie jakieś emocje, szczególnie negatywne, bo zdałeś sobie sprawę czytelniku, że wcale nie muszę myśleć tak samo jak Ty. Nauczyłeś się czegoś i to jest wartość dodana tego posta. Widzisz i nie wiedząc czemu Leszek Karwowski nauczył Cię czegoś, a raczej Ty sam to zrobiłeś. Zdałeś sobie sprawę, że każda osoba ma " inną prawdę". Teraz kiedy będziesz z kimś rozmawiał, kiedy rozmowa nie będzie przebiegała po Twojej myśli, to zanim się zezłościsz, zastanowisz się, czy przez to, że ktoś inaczej widzi, słyszy lub czuje  daną sytuację to dostrzeżesz szansę "wejścia w cudzą skórę" i będziesz bliżej prawdy drugiej osoby. Tak właśnie działam. Nawet w tej chwili, nie wierz w żadne moje  słowo sprawdzaj, ucz się. Intencje, które kierowały mną, są jak najbardziej szczere. Poprzedni post jest tylko i wyłącznie moją produkcją. Pojawiające się zarzuty o sponsoringu lub protekcji kogokolwiek pozostawię bez komentarza..Co do tego ilu znam trenerów to trochę ich znam, a przez 20 lat kariery mogłem, też paru poznać. Co do trenera Starcevića, szanuję go za to co tu robi, jednak jak niewielu z Was znam i jego słabe strony. Kiedy pracujesz z kimś szósty rok wiesz o warsztacie trenerskim wszystko. Jestem daleki od jakichkolwiek układów. Każdy kto mnie zna wie, że swój poza koszykarski świat mam zdecydowanie bogatszy. Chcę tylko uzmysłowić wszystkim, że jestem aktorem w  teatrze zwanym Tauron Basket Liga. Po zakończeniu spektaklu uciekam tam gdzie układy świata koszykarskiego nie mają znaczenia. Dla ciekawskich, jednym z takich przedsięwzięć jest wolontariat na rzecz osób niepełnosprawnych umysłowo Stowarzyszenia "Dobra Wola" z Lesznowoli. To jedna z paru dziedzin działalności, w której biorę udział.
Kolejną intencją , która mną kierowała przy pisaniu posta, była przede wszystkim zmiana kierunku myślenia, zamiast "obrzucać się błotem", w dobie szalejącego kryzysu, zarówno gospodarczego, a przede wszystkim w świecie koszykówki, czas na konstruktywne działania. Dlatego poświęciłem czas na temat stowarzyszeń. Kiedy zaczynałem przygodę na parkietach Ekstraklasy, ówczesny mój trener Jacek Gembal wspominał o konieczności założenia związku trenerów. To było około 15 lat temu. Od tamtej pory nic się w temacie nie zmieniło. Dalej trenerzy nie są zrzeszeni, a "w grupie siła", zawodnicy nie są lepsi. Były już chęci, zarówno ze strony Tomka Jankowskiego, jak i mnie samego. Byłem po rozmowach ze Związkiem Zawodowym Piłkarzy Nożnych. Niestety, w moim przypadku idea upadła, bo koszykarze nie byli zatrudnieni na umowę o pracę. Teraz to młodzież powinna zastanowić się, jak chce by ich przyszłość wyglądała. Mnie to przestaje dotyczyć z końcem tego sezonu.  Widzę potrzebę utworzenia chociażby stowarzyszenia, do którego potrzeba 15 członków. Czy znajdzie się tylu chętnych do działania? Nie wiem. Pożyjemy zobaczymy. Wyobraźmy sobie sytuację, w której spotykają się przedstawiciele PZKosz, PLK, zawodników, trenerów i sędziów, nagle spotyka się grupa ludzi, z wszystkimi możliwymi punktami widzenia. Czy w takiej sytuacji można zacząć tworzyć jaśniejszą przyszłość? Jestem przekonany, że coś konstruktywnego można byłoby wypracować. Trzeba odrobinę dobrej woli do współdziałania. W obecnych czasach jest ona niezbędna do wyjścia z impasu. Mnie też leży na sercu przyszłość koszykówki, tak samo jak każdemu, kto choćby jest tylko, a może aż i  tylko kibicem. Mnie nie interesuje walka i udowadnianie, że mam rację. Ja poruszam się po naszym świecie, w inny sposób. Dość mam już walki,ta na parkiecie w zupełności  mi wystarcza. Poza nim preferuję współpracę na wszystkich szczeblach. Mnie interesuje szczęście, a tego nie osiąga się kosztem drugiej osoby. 
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, życzę chęci nauki przez cały czas. I pamiętaj nie wierz w żadne słowo, które tu napisałem, sprawdzaj i ucz się.
Leszek

piątek, 25 listopada 2011

Tomas Pacesas

Modnym staje się pisanie. Nie mam do tego żadnych szczególnych uzdolnień.Nigdy nie kończyłem żadnego szkolenia, na temat pisania, tym bardziej szkoły. Jednak tak jak modne jest dziś posiadanie SUVa, tak też prowadzenie bloga jest dziś na Topie. Każdy w jakiś sposób może wyrażać swoje opinie i do tego znaleźć rzeszę wiernych czytelników. Próżnością byłoby, gdybym napisał, że piszę coś dla siebie. Zapewne takie same intencje kierowały trenerem Pacesasem, który od jakiegoś czasu prowadzi dość ciekawą dysputę na temat polskiej koszykówki, a w szczególności upodobał sobie atak na PzKosz, PLK (choć tu w mniejszym stopniu) i sędziów. 
Pozwolę się odnieść do zarzutów, które kieruje Tomas w kierunku sędziów. Panie Trenerze niech mi Pan powie, czy jako trener, a wcześniej zawodnik, działał Pan w kierunku utworzenia jakiegoś stowarzyszenia zawodników lub trenerów. Z tego co wiem, a jestem dość blisko tych tematów, to do dziś nie powstał żaden związek, ani choćby stowarzyszenie wyżej wymienionych grup. Sędziowie takie stowarzyszenie posiadają. Mogą więc realnie wpływać na decyzje Związku, jak również Ligi. W ramach swojego związku organizują szkolenia, uczą się, wymieniają spostrzeżenia. Niech mi Pan powie, czy jako najlepszy trener PLK, był Pan inicjatorem szkolenia trenerów, by przekazać i podzielić się swoimi doświadczeniami ze swoimi kolegami po fachu. Coś mi się wydaje, że niestety nie. A wie Pan dlaczego? To Panu powiem, większość trenerów to zakompleksieni ludzie, którzy jak coś ugrali to boją się podzielić doświadczeniami, z obawy przed detronizacją. Nie ma woli dzielenia się i to Pan powinien o tym najlepiej wiedzieć a jakoś Pan o tym nie pisze. Trenerzy wolą tylko narzekać jak to im źle i jak ich sędziowie skrzywdzili. Panie Trenerze teraz trochę o pracy sędziów, którą tak Pan krytykuje, trochę z innej perspektywy. Tym czym się zajmuję poza sportem jest wielopoziomowa komunikacja. Jeżeli nie wie Pan cóż to takiego, to w  skrócie napiszę, że jest to zwracanie uwagi na wszystko i nawet najdrobniejszy szczegół połączyć w całość by pojawił się wynik przekonań, którymi kieruje się człowiek w swoim działaniu. I tak Panie Trenerze, jedna decyzja, którą podjęli sędziowie, wpłynęła na Pana destrukcyjnie. Zrodziło się przekonanie, że chcą Pana oszukać i większość meczy jest ustawionych.(aby było to prostsze do  zrozumienia, to niech przypomni  Pan jak kupował  samochód i nagle dostrzegał zdecydowanie większą liczbę podobnych samochodów w około) W tej chwili ma Pan taki program i on Panem kieruje. Zwraca Pan uwagę na pomyłki sędziowskie i to determinuje Pana do walki, bo myśli Pan, że ma rację. Tylko w meczu jest około 80 akcji i każda, ale to każda ma wpływ na mecz. To nie piłka nożna, ze można wysterować mecz, dyktując karnego z "kapelusza". Tu pole do sterowania jest znacznie mniejsze. Jak Pan myśli czy sędziowie popełniają więcej błędów od Pana? Tylko szczerze. Na moje oko, a przede wszystkim czucie, to trenerzy popełniają w meczu najwięcej pomyłek. A o tym nie doczytałem się, w szczerych wyznaniach na temat kosza. Kiedy popełnia Pan mniej błędów zespół wygrywa, kiedy jest ich więcej wraca zespół na tarczy. Z tego co widzę, jak na razie nie ugrał Pan meczu w Eurolidze, choć kibicuję zespołowi Asseco na tyle na ile mogę. Jak do tej pory nie pisał Pan o tym, że  zespół Asseco jest  krzywdzony przez sędziów w Eurolidze. 
Odchodząc od tematu doświadcza Pan takiej samej sytuacji w Eurolidze, jaką doświadczają polskie kluby. Bogata Gdynia ogrywa resztę Polski. W Eurolidze to Pan jest tym biednym i leją Pana. Teraz może Pan poczuć swoją przewagę na polskim podwórku, kosztem swojej bezradności w Europie. Tak jest jesteśmy tu po to, by doświadczać takich skrajnych emocji. Szeryfem jest Pan tylko tu i to za pieniądze Pana Krauzego, któremu dziękuję, za mecenat nad Gdynią. 
Wracając do sędziów i ich błędów. Niech Pan zastanowi się jak Pan podejmuje decyzje. Ma Pan czas na przeanalizowanie tego co nie działa i korygować, do tego ma Pan czasy, przerwy w grze, a jednak nie wszystkie są trafione. A teraz niech Pan postawi się w roli arbitra. On musi podejmować decyzje natychmiast. Podlega większemu chwilowemu stresowi  niż jakikolwiek trener. Trenera zwalnia się po meczu. Sędzia jest piętnowany natychmiast. Jak działa człowiek w stresie? Przede wszystkim zawęża się pole widzenia i po złej decyzji, którą bez wątpienia czuje, ma opory przed podjęciem kolejnej. To wykracza poza temat, bo właśnie w tej chwili to szkolę Pana z pozycji percepcyjnych. Wszyscy się złoszczą na sędziów, bo najłatwiej wskazać winnego, i zamaskować brak odpowiedzialności i kompetencji. 
Łatwiej jest krytykować, niż budować. Trudniej wziąć na swoje barki odpowiedzialność za losy szerszej grupy ludzi i być dla nich Liderem i kierunkiem rozwoju. A przecież można stworzyć związek trenerów i mieć realny wpływ na rozwój dyscypliny.To że się napisze, że to czy tamto nie działa, to wszyscy wiedzą, ale co zrobić by odwrócić trend to już "inna para kaloszy".
Gloryfikuje Pan osobę Romana Ludwiczuka i piętnuje Pan obecne władze PzKosz. Czy zastanowił się Pan nad tym kiedy ten dług w postaci 4 milionów złotych powstał. Czy jest Pan przekonany, że grupa ludzi, którzy są nowi u władzy chcą tak się nachapać, że w ciągu 6 miesięcy doprowadzili związek na skraj bankructwa? Panie trenerze trochę powagi i proszę nie robić z czytelników mało inteligentnych ludzi. Wie Pan jak w tak krótkim czasie mógłby powstać dług w Gdyni? Bardzo prosta sprawa, którą sam przeżyłem w Warszawie, a Panu jak widać nie było to dane. Wtedy kiedy ze sponsorowanie wycofuje się główny sponsor. Tak można w ciągu zaledwie  paru miesięcy doprowadzić do upadku jakąś instytucję sportową. Firma Asseco dziś wycofuje się ze sponsorowania zespołu i w ciągu pół roku ma się długi, o których sam Pan pisze. Nie trzeba do tego TVN CNBC Bussines, by wiedzieć, że spółka będzie miała problemy. Nie jest Pan wcale tak daleko od takich długów jak się Panu wydaje. Przy dzisiejszym rynku i tego co się słyszy wszystko jest możliwe. A pamięć, o tym, że to PLK wraz z większościowym udziałowcem PzKosz pozwolili na  eksperyment z Asseco związany. na którym ucierpiał wizerunek Ligi,jest u Pana krótka., o tym też nie widzę wzmianki w postaci podziękowania.Nikt nie przyzna się do błędu. Jednak w kuluarach nawet prezes PLK uważa to za błąd. Jest w Polsce parę mądrych powiedzeń a jedno z nich to, że "nie sika się do swojego gniazda"
Życzę wszystkim wszystkiego najlepszego i niech oczekują najlepszego, jednak "ten co sieje wiatr, zbiera burzę". Może się okazać, że "Polak nie rychliwy, ale sprawiedliwy", i po całym tym zamieszaniu środowisko sędziowskie wraz z Pzkoszem przestaną patrzeć przychylnym okiem w kierunku Gdyni.
Intencją moją jest zwrócenie uwagi na to, że problemy nie są tak jednowymiarowe, jakimi widzi je Trener Tomas Pacesas. Trzeba widzieć sprawy z różnych perspektyw, wczuć się w sytuację drugiej strony, a dopiero później wydawać opinie. A może nie będzie o czym pisać, bo nagle problem, który postrzegałem na swój indywidualny sposób przestanie istnieć, bo poprzez ludzką empatię doświadczymy świata widzianego innymi oczami.  Mogę życzyć Trenerowi Pacesasowi. by się tego nauczył. 

czwartek, 24 listopada 2011

Powrót

Przepraszam wszystkich tych, którzy choć co jakiś czas zaglądali na mego bloga, by cokolwiek przeczytać. Jak już zauważyłeś odszedłem od anonimowości. Nie zmieniając strony www.sportiduch.blogspot.com, zmieniłem tylko i wyłącznie tytuł. Blog Leszka Karwowskiego. Nie udzielam się na Facebooku, próżno szukać mnie na innych portalach społecznościowych. Najzwyczajniej w świecie nie zostałem zainfekowany wirusem uspołecznionego internetowca. Bliżej jest mi do kogoś kto ceni swój spokój, a przede wszystkim prywatność. Mija długi czas, oj długi, od ostatniego wpisu, a miało być inaczej, jak myślałem. Idąc wytyczonym torem powszechnego rozumowania, czytaj wymówek, napiszę, że stary interfejs bloga nie pozwalał na poprawne pisanie. Wcześniej wszystkie wpisy najpierw produkowałem w wordzie, po czym kopiowałem i wrzucałem do postów. Lubię żyć w prostocie i zbytnia komplikacja utrudnia mi działanie. Teraz, jak się dziś przekonałem, moja prośba została wysłuchana i mogę robić bezpośredni wpis i do tego korygować błędy w trakcie pisania, zawsze jakiś się trafi, a to orografia, czy też literówka. A tak po prawdzie to nie czułem potrzeby pisania i komunikowania się ze światem poprzez internet. Jeszcze są takie przypadki, które wolą bezpośredni kontakt z człowiekiem, niż ekran komputera. Od jakiegoś czasu jednak dostawałem pytanie czy prowadzę jeszcze bloga, ponieważ jak zaglądają tam co jakiś czas to tylko WOW i nic więcej? Na co z rozbrajającą szczerością odpowiadałem, że nie. Potrzeba, którą widzą inni zaczęła mocno rezonować w moim sercu. Zatem wróciłem, trochę pozmieniałem wygląd, oczywiście strony, w sobie lubię wszystko, nawet moje odstające uszy, które jakiś czas temu odziedziczyłem po dziadku (mam identyczne). Czy będę regularny we wpisach, nie wiem, nie obiecuję. To się okaże. Zapewne będzie inaczej. Dlaczego? Bo świat się zmienia, bo ja się zmieniam, a najważniejsze Drogi Czytelniku, że ty się zmieniasz, choć może o tym nie wiesz i tego nie czujesz. 
Pozdrawiam Cię gorąco Leszek Karwowski

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Maski

Kim jestem? Człowiekiem, facetem, mężem, ojcem, koszykarzem, nlpowcem, kierowcą, blogerem, internetowcem. Czym jest ta Maska? Długi już okres czasu zastanawiam się nad ideą posiadania tożsamości. Po co to człowiekowi? Czy nie łatwiej jest trwać niż być? Świat nakłada na człowieka wiele obowiązków. Masz się uczyć, zdobywać zawód, potem iść do pracy, budować iluzję poukładanego życia.  Pewnego dnia zdałem sobie sprawę, że nie chcę już być Kimś. Chcę  tylko żyć. Nagle uświadomiłem sobie, że wszystko, co do tej pory budowałem, było oparte na ideach innych ludzi. Tak jak szczera idea może się rozwijać, tak fałsz musi zostać obnażony. Dziś zakładam Maskę w zależności , na którą sam mam ochotę. I tak wczoraj byłem koszykarzem, dziś jestem sam dla siebie, za chwilę wbiję się w rolę męża, ojca. Z największą dozą szczęścia jaka mogę sobie dać. Zmęczyło mnie udawanie, że jestem  ok jak kimś jestem. Teraz mam chęć bycia szczerym. Interesuje mnie życie w prawdzie. Niektórzy Mistycy, jak Osho, Ekhart Tolle, Anthony de Mello nazywają to przebudzeniem do życia w rzeczywistości.  Nie wiem czy jestem przebudzony i nawet co to znaczy. Wiem natomiast, że wiele spraw odpadło ode mnie. Dziś nie muszę już nic nikomu udowadniać. Mam chęć pisania to piszę, mam ochotę pograć w basket idę i to robię (choć ta chęć trwa już 25 lat), Jeżeli rodzi się we mnie pragnienie zrobienia czegoś. Nie czekam, aż dialog wewnętrzny(ego), zabije to, działam. W czystej przyjemności bycia. Bez zbędnego rozwodzenia się czy wypada czy  nie. Jak to mawia mój przyjaciel "Nie wypada,  to dać dziecku Alfons na imię". Jak mam ochotę się śmiać, bez względu na okoliczności temu towarzyszące , to to robię. Dość już udawania. Nie ma czasu, na odkładanie na przyszłość. Przyszłość, która i tak nigdy nie nadchodzi. Zawsze rozbawia mnie gdybanie na temat przyszłości. "-Panie Leszku jak Pan uważa jak będzie wyglądał mecz?- pyta dziennikarz. Kiedyś wymyślałem odpowiedzi w postaci "- No jak zagramy tak i tak to wynik będzie taki, ze powinniśmy się cieszyć ze zwycięstwa bla,bla, bla. " W tej chwili pada jedna odpowiedz "Niech mi Pan powie ,Panie redaktorze, dziennikarzu   jaka jest Pana kolejna myśl?" Jak ktoś mi odpowie na to pytanie, Ja zacznę przepowiadać przyszłość. Dziś już wiem, że przyszłość jest zawsze TU i TERAZ. Ona jest tylko halucynacją. Wyrazem naszych chęci, pobożnego życzenia. Gubimy radość życia chowając się za Maskami, w pogoni za szczęściem, lepszą przyszłością, a po ich nałożeniu "zamiatamy nasze problemy pod dywan". Szkoda czasu. Wmówiono nam, że mamy postępować tak i tak. Myśl rozumem on zaprowadzi Cię do celu często pojawiające się stwierdzenie. Nie twierdzę, że nie. Jednak w dzisiejszym świecie, żyjemy coraz bardziej sfrustrowani, niezadowoleni. Żyjemy bardziej logicznie, choć sytuacja wygląda zupełnie nielogicznie. Mamy więcej kasy, więcej dóbr materialnych, ale zarazem coraz biedniejsi stajemy się w środku. Przestaliśmy słuchać głosu serca, który podpowiada najlepiej ze wszystkich. Zanurzyliśmy się w świat plotek i życia innych ludzi, zamiast dążyć do szczęścia i harmonii wewnętrznej nas samych. Wszystko w życiu jest potrzebne i miłość, i kasa i radość, i smutek i nawet śmierć. Zrozumienie tego zajęło mi sześć lat pracy nad sobą. Dzień w dzień, minuta po minucie, przeszedłem drogę od frustracji do zwariowanej radości. Od śmierci po nowe życie. Brzmi to  dość dziwnie. Na swój sposób trzeba umrzeć, aby tego doświadczyć. Wyjść poza dualizm świata, gdzie jest dobro i zło, czarne i białe, gorące zimne. Wszystko jest jednością. Na poziomie materii jest oddzielone, na poziomie energii jest całością. Dostrzeżenie tego daje niesamowitą radość. Nagle wiesz, że plus i minus daje 0 i jest wyrazem całości. Związek dwojga ludzi również stanowi całość. I tak można wymieniać i wymieniać. Jeżeli dotrwałeś do tego momentu w czytaniu, przyjrzyj się swojemu życiu. Może dostrzeżesz te zależności. i zdasz sobie sprawę, że nawet dwa teamy walczące na parkiecie, czy boisku, stanowią całość i to że moneta choć ma awers i rewers nie może istnieć bez choćby jednej ze stron i tak trzymana jest w całości. Tożsamości,w których żyjemy sprawiają, że życie staje się uciążliwe, bezsensowne, depresyjne. Ten jeden raz uwierzcie mi na słowo. Porzucenie masek daje niesamowitą wolność. TU i TERAZ. Przestań udawać, że jesteś kimś.Przestań się chować za Nickami w internecie. Sam sobie stworzyłeś tożsamość. Nawet imię nadane przez rodziców nie jest Twoje, tylko się z nim utożsamiłeś. Zacznij drogę w kierunku szczęścia, definiowanego poziomem zadowolenia, niż wartością posiadanego majątku. Masz zawsze tyle ile jesteś w stanie porzucić. Jeżeli będziesz w stanie porzucić miliardy będziesz mógł zarabiać miliardy. Czas tyka, od Ciebie zależy ile jesteś wstanie dać sobie szczęścia. 
Pamiętaj nie wierz mi, wierz sobie, sprawdzaj i ucz się. Radość z życia masz przed oczami. Miej chęć to dostrzec. Gorąco Pozdrawiam Leszek

poniedziałek, 30 maja 2011

Wow

Dawno nic nie napisałem. Czas nadrobić zaległości. Wyłączyli mi reklamy, bo w nie jak google twierdzi sam klikałem. Nie zaprzeczam. Chciałem sprawdzić jak to funkcjonuje i widziałem, że ma to ręce i nogi. W przeciągu prawie tych dwóch miesięcy, od ostatniego wpisu, wydarzyło się tyle, że nie wiem jak to wszystko opisać. Może starczy opowiedzieć, ze życie czasami przyśpiesza, a czasami zwalnia. W pierwszym miesiącu mojej nieobecności zapracowany byłem po pachy, końcówka sezonu, pakiet szkoleń z bycia lepszym w międzyczasie sobie wykupiłem, radość z promocji do wyższej klasy rozgrywkowej. Teraz czas jakby zwolnił. Uciekłem od cywilizacji, przez tydzień czasu czyściłem wszystkie brudy z mojej podświadomości, jakie przez długi czas zbierałem i blokowały mnie w rozwoju. Ciężko było wyłączyć się z życia na cały tydzień. Nie oglądać telewizji, wyłączyć telefon, kontaktować się z najbliższą rodziną, i to sporadycznie. Zamknąłem się w miejscu gdzie mogłem odpocząć, pozbierać się w sobie, przemyśleć co dalej. Widzisz drogi czytelniku, tak działa EGO. Kiedy zdobędziesz to czego chciałeś, następuje w życiu ogromna pustka. Właśnie skończyła się droga, której byłeś projektantem. Koniec. W pięknie przyrody Puszczy Augustowskiej oczyściłem mą zbolałą duszę, która tak bardzo ucierpiała, przez czas, w którym nie była doceniana. A trwało to długo. Bardzo długo. Przez pierwsze dni pobytu na łonie natury myślałem, ze głowa to mi eksploduje, tak intensywnie pracował umysł. Było coś niesamowitego w tym. Wyglądało to tak, jakby rozpędzony do maksymalnej predkości samochód zatrzymać dosłownie w miejscu. Katastrofa murowana. Ból był tak potężny, że wieczorami myślałem, że sięgnę po tabletki przeciwbólowe. Jednak wiedząc czym to jest spowodowane odpuściłem sobie. Trzeciego dnia siedząc nad jeziorem wszystko zaczynało się uspokajać. Zmysły zaczęły się wyostrzać, ból głowy zaczął ustępować, zaczęła napływać radość z przebywania z samym sobą. Coś czego ludzie w codziennym życiu nie doświadczają. Bieganina życia zatruwa nasze umysły, a umysł zatruwa duszę i popadamyh w choroby wszelkiej maści. Stres zaczyna dominować, agresja rządzić ludzkimi poczynaniami. Tak wiele jest ignoranctwa w życiu każdego z nas, tak mało jest zrozumienia wyższysz prawd, które są nadrzędne prawom stworzonym przez człowieka. Kiedy tak siedziałem nad jeziorem, a słońce świeciło mi w plecy, patrząć w lustro jeziora zmąconego lekkimi falami, widziałem jak każdy z nas jest istotą, która jest przede wszystkim duchem a potem ciałem. Widziałem siebie, ale patrzyłem jakby z boku, i tak widzę dzis ludzi. Bez oceniania, bez agresji, bez walki z kimś kto jest tak jak i ja na pewnym, niewidocznym poziomie jednością, Jesteśmy na poziomie materii oddzieleni, tam skąd przychodzimy jesteśmy jednym. W każdym człowieku można zobaczyć anioła, o ile zdejmie się te zakurzone okulary, które nosimy codziennie.
Do zobaczenia

sobota, 2 kwietnia 2011

Scenariusze kontroli cd.

Cd.

Gdy grasz terrorystę jesteś na granicy wybuchu, grozisz, dajesz rozkazy, uważasz, że tylko ty możesz mieć rację, bywasz nieelastyczny, zły, skupiony wyłącznie na sobie, w skrajnych przypadkach bijesz innych aby wymusić posłuszeństwo. Terrorysta sprawia, że inni się go boją, systematycznie go obserwują i tym samym dają mu energię. Terrorysta działa aktywnie i ujawnia emocje na zewnątrz (patrz tabela). Śledczy nie skłania się do przemocy fizycznej. Jego głównym celem jest znajdowanie słabych punktów przeciwnika i w odpowiednim czasie i sposobie wykorzystanie ich do obniżenia energii drugiej osoby i jej przejęcia. Grając śledczego krytykujesz, nie doceniasz, wypytujesz, jesteś niezwykle logiczny i sarkastyczny, pilnujesz, usiłujesz zdobyć uwagę zadając pytania, próbujesz  być mądrzejszy, znajdujesz słabe punkty w argumentach innych osób. Śledczy zadaje pytania po to aby wytknąć błędy i dokopać drugiej osobie, osłabić ją i w ten sposób zyskać jej energię. Śledczy działa aktywnie a emocje chowa w sobie. Gdy grasz zamkniętego nie odzywasz się wtedy kiedy powinieneś, trzymasz dystans, jesteś niezbyt zainteresowany innymi, tajemniczy, zagadkowy, wycofujesz się do własnego świata, ukrywasz swoje prawdziwe uczucia. Energię zdobywasz od innych poprzez ich zainteresowanie. Oni muszą się dopytywać  o co ci chodzi. Ty się nadal nie odzywasz a im bardziej się dopytują tym bardziej się zamykasz zyskując w ten sposób ich uwagę i energię. Jako zamknięty jesteś pasywny i chowasz w sobie emocje.
Gdy grasz biedactwo to zawsze widzisz negatywne strony rzeczywistości, szukasz wszędzie problemów, ciągle powtarzasz, jaki jesteś zapracowany i zmęczony. Inni czują się winni, że nie umieją ci pomóc ani rozwiązać  twoich problemów. Biedactwo zyskuje energię innych poprzez ich zainteresowanie, rzucanie się do pomocy i skupianie na nim uwagi. Uwaga – biedactwo nie jest zainteresowane zmianą i rozwiązaniem problemów! Biedactwo jest skrajnie pasywne i silnie ujawnia swoje emocje na zewnątrz.
Cdn.

czwartek, 31 marca 2011

Teorie spiskowe

Myślałem, że spadnę z kanapy. Wieczór, leże na kanapie, relaksuję się po środowej gonitwie treningowej, zwanej Wielką Pardubicką, włączam komputer, wchodzę do sieci i od razu mnie zamurowało. Pierwsza wiadomość na Onecie, wbiła mnie po prostu w kanapę. Na portalu kontrolowanym przez ITI taka wiadomość. Fluor i   aspartam zabójcy. Nie wiedziałem na wstępie co o  tym sądzić. Taki portal i podaje informacje nie z głównego i opiniotwórczego kanału informatycznego. Szok, myślę sobie. Już jakiś czas temu zacząłem się interesować, zdrowym odżywianiem i, a może przede wszystkim tzw. teoriami spiskowymi. Zacząłem śledzić mniej popularne strony internetowe, które wychodziły naprzeciw , wszystkim informacjom płynącym z mass-mediów. Wiele z nich budziło, na początku, mnóstwo  kontrowersji. Jednak z czasem moja uwaga bardziej została skierowana, w kierunku spiskowej teorii dziejów i dziś jestem zwolennikiem,  przynajmniej w dość dużym stopniu, konfrontowania tego co płynie z głównych kanałów informatycznych z tymi bardziej alternatywnymi. Kiedy rozgrywała się batalia o obwodnicę Augustowa, byłem szczerze za tym by powstała jak najszybciej. Nie interesowało mnie to, że przebiega przez środek Doliny Rospudy. Chodziło mi tylko o to, by moi kuzyni mogli spokojnie przechodzić na druga stronę ulicy idąc do szkoły, nie narażając się na śmierć, w czasie prostej czynności przechodzenia przez ulicę. Całe szczęście, że udało się i uratować Dolinę i wytyczyć nowy objazd, choć tysiące TIRów w dalszym ciągu dewastują miejskie ulice. Tu dobro człowieka udało się połączyć z dobrem natury. Niestety już na skalę globalną wydaje się to niemożliwe. Coraz więcej chemicznej, genetycznie modyfikowanej żywności trafia do naszych organizmów. Jesteśmy powoli zatruwani, przez tak naprawdę nas samych. Chęć zysków powoduje to, iż dobro człowieka zostało zamienione na dobro globalnych koncernów, czy to spożywczych, czy farmaceutycznych.  Problem z żywnością genetycznie modyfikowana polega na tym, ze jest ona patentowana. I jak zabroni się już produkować wszelkiej żywności innej niż beztłuszczowej, woskowanej, wzbogaconej witaminami jedynie słusznej i supernowocześnie niezacofanej, to wtedy za każdy gryz branej do ust potrawy będziemy płacili sute opłaty patentowe. trafiające do paru globalnych korporacji. Wymyślono już nawet ziarno „jednopokoleniowe” – nawet jeśli nieuczciwy rolnik zostawi sobie cos na następny wysiew, to mu i tak nie wykiełkuje. Warto czasem poczytać, posłuchać, pooglądać, poszperać w sieci zanim zacznie się wydawać osądy. Podobnie, rzecz ma się z koncernami farmaceutycznymi.  Niech mi nikt nie mówi, ze koncernom farmaceutycznym zależy na naszym zdrowiu, bo nie uwierzę. Zależały  im na tym byśmy  byli  chorzy i to najlepiej przewlekle, bo najlepszy klient, to powracający klient. Politycy stali się więźniami koncernów. Choć może im wydawać się, że działają dla naszego dobra, niestety stali się marionetkami, którymi pociąga się, tak jak się chce. Dobro człowieka nie jest już istotne. Zdrowie tym bardziej. Kiedyś przeziębienia leczono czosnkiem i miodem. Dziś czosnek zamieniono na antybiotyki, a miód na tabletki wszelkiej maści. Czy jest to teoria spiskowa, nie mnie to oceniać. Często zastanawiam się, czy w kraju, który został nazwany Polska, jest tyle schorowanych osób. Wystarczy włączyć telewizor, a w każdym bloku reklamowym ujrzymy cudowny lek na każdą bez mała chorobę. Odkąd zdrowie stało się towarem, nie istnieje żadna świętość. Tak samo jak wojny lub konflikty zbrojne, są sztucznie wywoływane po to tylko, aby przemysł petrochemiczny uzyskał nieograniczony dostęp do złóż ropy naftowej i gazu i żeby przemysł zbrojeniowy mógł testować najnowsze rodzaje broni oraz opróżnić magazyny ze sprzętu już przestarzałego. Tylko w mediach głównego nurtu dostajemy pożywkę, która ma uspołecznić i zracjonalizować wojnę grabieżową. W imię demokracji, morduje się ludzi,  Dlatego w środowy wieczór o mało nie spadłem z kanapy. Chyba wydawca Onetu zapomniał się odrobinę puszczając tekst o aspartamie i teoriach spiskowych. Może większość uzna onetowski tekst za prześmiewczy, jednak znajdzie się gro ludzi, którzy przewertują Internet, tylko po to by dowiedzieć się czegoś więcej. Jak trafi to na podatny grunt, to znaczna część ludzi, może już nigdy nie wrócić do prawdy płynącej z mass-mediów, a zacznie dochodzić do w wniosku, że świat, w którym żyjemy nie jest tak do końca zgodny z kultywowanymi przez nas telewizyjno-radiowymi prawdami. Coraz więcej ludzi się budzi. Rację mieli bracia Wachowscy kiedy tworzyli Matrix, twierdząc, że ich film zostanie zrozumiany dopiero 20 lat po premierze. Duża część ludzi już wybrała inną pigułkę, duża jeszcze stoi przed jej wyborem. Zapewne część zostanie w dobrze znanym i ciepłym świecie, jednak duża część ruszy, by zbadać prawdę. A prawdę można poznać zagłębiając się w siebie. Ona jest w NAS. Nawet najdłuższa  podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Ćwiczenie 1

 W dzisiejszych czasach tylko najlepsi organizatorzy mają możliwość, a przede wszystkim umiejętności takiego zorganizowania czasu, aby starczyło go na wszystko. Znajdują czas na to, by po długim i wyczerpującym dniu pracy, poćwiczyć na  siłowni, pójść na basen itp. Moja propozycja dotyczyć będzie sfery fizyczno - duchowej. Ćwiczenia zaproponowane pochłaniają najwyżej kilka minut dziennie i każdy kto będzie miał ochotę może z nich skorzystać. Na początek potrzeba zdać sobie sprawę, że najważniejsze w naszym życiu jest oddychanie. Bez niego nie byłoby nas. Problemem większości ludzi jest brak umiejętności w tak prostym wydawałoby się elemencie. Co czwarty człowiek w Europie, ma nowotwór. U sportowców występuje siedem razy rzadziej. Dlaczego? Sportowcy zaopatrują swój krwioobieg w życiodajny gaz – tlen. Innym wytłumaczeniem jest fakt pobudzenia, przez nich, swojego organizmu do pracy na najwyższych obrotach, przez co pobudzają ruch limfy.
Ćwiczenie 1
Prawidłowe oddychanie
A)   Wdech liczymy np. do 4
B)   Wstrzymujemy oddech 4*4 = 16 liczymy do 16
C)   Wydech 4*2 = 8 wydychamy powietrze licząc do 8
Każdy oddech powinien się zaczynać z głębi brzucha, na wysokości pępka. Przytrzymanie powietrza w ciele ma na celu dotarcie tlenu do każdej komórki naszego ciała i natlenienie jej. Wydech ma być dwa razy dłuższy od wydechu, ponieważ podczas wydechu usuwamy toksyny z organizmu. Do swoich potrzeb i umiejętności możesz dostosować te wyżej opisane czynności.
Załóżmy stoisz w korku, po co bezproduktywnie tracić czas, na słuchaniu radia, lub denerwowaniu się, że znów to samo. Proste ćwiczenie. Wdech liczę do 5, wstrzymanie powietrza liczę do 20, wydech liczę do 10 i tak dziesięć powtórzeń. Proste, bardzo proste. Tylko trzeba o tym wiedzieć.
Jeżeli zastosujesz się do tego typu oddychania 3 razy dziennie, gwarantuję Ci świetne samopoczucie. Tak wiele za tak niewiele.

środa, 30 marca 2011

NLP i sport

Nigdy nie zapomnisz wielkich chwil. Są wypalone w Twoim umyśle.
                                                                                     Kevin Keegen

Zdecydowana większość sportowców, nawet zawodowców, koncentruje się przeważnie na negatywnych aspektach, a mianowicie na tym co mogłoby pójść  nie tak, na wyższych umiejętnościach przeciwnika, czy na braku w swoich umiejętnościach. Wszystko to jest zrozumiałe i ma swoje ukorzenienie, w zaprogramowaniu, jakim jesteśmy objęci od samego początku naszego życia. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale małe dziecko na każde  jedne tak słyszy 17 razy nie. Już od młodego jest skoncentrowani na tym, by czegoś nie spaprać. Do tego dochodzi szkoła, w której nagradza się tylko dobre uczynki, a błędy są piętnowane. I jak po takiej szkole życia, człowiek ma być sfokusowany, na sukcesach. Raczej będzie uciekał od myślenia w kategoriach zwycięzcy a skupi się na negatywach. Wszystko to można zrozumieć. Nie mniej jednak taka postawa może doprowadzić do zniszczenia radości płynącej z uprawiania sportu. Zrozumiałe jest również to, że praca nad swoimi niedoskonałościami i eliminowanie ich jest częścią procesu treningowego. Wielu znakomitych sportowców, tych ze ścisłej światowej czołówki, począwszy od piłkarz kończąc na szachistach ma wewnętrzne przekonanie, ze jest w stanie zapanować nad swoim ciałem i umysłem  bez względu na to co się wydarzy, niezależnie od okoliczności. Ta wiara jest oparta na zupełnie innych podstawach. Oparta jest na wewnętrznej analizie tego co działa i tego co trzeba poprawić by działało jeszcze lepiej. To z czym zetknąłem się jakiś czas temu jest NLP, czyli neurolingwistyczne programowanie. Jedną z podstawowych koncepcji, tej dynamicznie rozwijającej się nauki, jest poszukiwanie tego co działa i bazowanie na tym. W oparciu o nlp i zasady i prawa rządzące umysłem jesteśmy w stanie sami, jako sportowcy i nie tylko, wpływać na to jak chcemy się czuć. Poprzez wszystkie zmysły docierające do nas (wzrok, słuch, węch, smak, czucie) jesteśmy w stanie pokierować tak procesem myślenia, że sytuacja stresowa, która przed chwilą taka była, przestanie taką być. Wspominając jakieś pozytywne doświadczenia mogą pojawić się takie odczucia jak podekscytowanie,, trudności z oddychaniem. Porównując to z sytuacją o zabarwieniu negatywnym nasze odczucia będą z goła odmienne. Odpowiedzialność  za wybór reakcji spoczywa na nas. Możemy nie mieć kontroli nad tym co nas spotyka, jednak mamy wpływ na to jak reagujemy na zdarzenia, lub jak, je sobie przypominamy, NLP jest bardzo pomocne, w tym by przejąć władzę nad swoim umysłem. Warto poznać podstawowe założenia, które poprawiają jakoś naszego funkcjonowania. Zarówno w świecie sportowców, który jest tylko pigułką, świata innych ludzi, w którym również się rywalizuje o lepsze wyniki, w którym również pracuje się zespołowo, w którym również stara się naśladować najlepszych, znajomość procesów rządzących umysłem może uwolnić człowieka z kajdan, którymi jest spętany, nie z własnej nieprzymuszonej woli i pozwolić na  tyle wolności ile będzie mógł sobie dać.

wtorek, 29 marca 2011

Scenariusze kontroli, czyli jak przestać zabierać energię innym ludziom


Jakiś czas temu czytając „Niebiańską przepowiednię” Redfielda natknąłem się na temat scenariuszy kontroli i ze zdumieniem zauważyłem, że większość ludzi, których znam nieświadomie w nie grają i nieświadomie narażają siebie i innych na gwałtowne spadki energii. Na początku zdawało mi się, że ja tego nie robię, taki już jestem doskonały… i jakże się myliłem… :). Zapraszam do zgłębienia tego fascynującego tematu. Fizycy twierdzą, że wszystko jest energią; materia nieożywiona i ożywiona, zwierzęta, ludzie, myśli, które tworzymy i wysyłamy, przedmioty które używamy.
Mówi się o kimś, że ma wysoki poziom energii albo niski poziom energii, że ktoś jest na fali albo że ktoś ma „doła”. Jako ludzie zużywamy i uzupełniamy energię. I nie chodzi tu tylko o energię elektryczną. Można sobie wyobrazić, że każdy człowiek (jego ciało, umysł i inne powłoki) jest polem energetycznym, które ma określony poziom energii. Potrzebujemy systematycznie uzupełniać zasoby energetyczne po to żeby żyć, poruszać się, chodzić na spacery, komunikować się z innymi ludźmi, zarabiać pieniądze i się rozwijać  Czerpać energię możemy w sposób naturalny z odnawialnych źródeł. Modlitwa, medytacja, prawidłowe oddychanie, spanie, dobre jedzenie, przebywanie na łonie natury, otaczanie się pięknymi rzeczami, tworzenie rzeczy z miłością i pasją – to przykłady harmonijnych zgodnych z naturą sposobów uzupełniania energii. Czerpanie z odnawialnych źródeł powoduje systematyczne utrzymywanie dobrego samopoczucia przez długi okres czasu, łatwy kontakt z intuicją i dostęp do „czucia” energii. Scenariusze kontroli stanowią przykład negatywnego sposobu zdobywania energii, którego skutkiem jest gwałtowny jej spadek. Czym jest scenariusz kontroli? Wyuczonym w dzieciństwie sposobem zabierania energii drugiej osobie. Schemat działania scenariuszy kontroli jest bardzo podobny do nałogów np. picia kawy. Najpierw odczuwasz wzrost energii a po krótkim czasie następuje gwałtowny jej spadek. Jeżeli chcesz łatwo utrzymywać wysoki poziom energii przez cały czas i uniknąć tzw. dołków naucz się nie wchodzić w scenariusze kontroli!!!
Możesz grać w jeden z następujących z czterech schematów kontroli


1. terrorysta (T)
2. śledczy (Ś)
3. zamknięty (Z)
4. biedactwo (B)

Cdn.

Tekst ten pochodzi od Pawła Prystupniuka mojego serdecznego przyjaciela, brata z poprzedniego wcielenia J, który udostępnił mi tekst,. Uważam, że warto poznać jacy jesteśmy i jak kontrolujemy, zapraszam do dalszej lektury, już wkrótce.

poniedziałek, 28 marca 2011

Rozwój koszykówki

Po zapoznaniu się z artykułem Pana Łukasza Ceglińskiego z Gazety.pl na temat sytuacji warszawskiej koszykówki, cały tekst znajdziesz tutaj: http://www.sport.pl/koszykowka/1,65036,9329976,Tauron_Basket_Liga_w_Warszawie__Taka_liga_kibicow.html, ,  nasunęły mi się pewne refleksje związane ogólnie z koszykówką i nie tylko. Jestem pełen podziwu dla Kozaka i Spółki za to, że udało im się wydostać z takich tarapatów, w jakich się znaleźli.  Statek, który stracił sterowność,  płynął na spotkanie ze skałami, a za chwilę na nie wpadł. Wszystkim wydawało się, że pójdzie na dno. Jednak garstka ludzi zaczęła ratować pokiereszowaną jednostkę. Z tonącego statku zaczęto wypompowywać wodę, uszczelniać wszystkie dziury. Kiedy przywrócono porządek na pokładzie,  powoli wypchnięto statek z mielizny. Udało się. Teraz zapewne przyszedł czas, aby zawinąć do portu i przeprowadzić całościowy remont. Nie można żeglować statkiem, w którym co jakiś czas puszcza, jakaś dziura i woda wdziera się na pokład. Czapki z głów dla Tych wszystkich, którzy ratowali Polonię przed zatonięciem. Sytuacja Polonii jest niestety hologramem całej ligi. Nasza liga boryka się z tymi samymi problemami co wspomniana wyżej Polonia. Niska jakość, mała oglądalność meczy. Brak promocji itp., itd. Zgadzam się z tym wszystkim. Naszym narodowym nawykiem, wróć nie poczuwam się do tego, jest biadolenie i permanentne narzekanie. To, że udało się uratować Polonię to super, ale już czas zmienić, postawę. Przestać już użalać się nad swoim losem, a wziąć się do czegoś konstruktywnego. Człowiek, który nic nie zmienia w swojej postawie, a chce osiągać lepsze wyniki jest po prostu głupi. Zmiana zawsze zachodzi wewnątrz po czym widać ją na zewnątrz. Niestety uczy się ludzi aby zmieniać coś na zewnątrz, pracę, żonę, samochody cokolwiek, po czym nie wiedzieć czemu w jakiś magiczny sposób sytuacja się powtarza. I tak w kółko. Nowa praca, żona, itp. O wiele prościej i mniej to kosztuje jest zmiana wewnętrzna. Odnosi się zarówno do człowieka jak i organizacji. Organizacja jest hologramem człowieka. Jeżeli chce się dobrze funkcjonować należy się przyjrzeć sobie. Jeżeli nie umiem się reklamować, to nikt o mnie nie usłyszy, Jeżeli mam słaby produkt, to go udoskonalam, zmieniam, a czasem nawet z niego rezygnuję by poprawić bilans spółki. Jeżeli nie umiem działać zespołowo, nie zbuduję dobrego zespołu. To wszystko jest widoczne. Tylko ludzie nie chcą się przyglądać sobie i swojemu otoczeniu. A ono mówi wszystko o nas, jacy jesteśmy. Kiedy uśmiecham się, w około dostrzegam ludzi uśmiechniętych. Kiedy kupuję samochód moja uwaga koncentruje się na marce i modelu samochodu, który właśnie nabyłem Łatwo to wszystko dostrzec jak jest się uważnym. Jeżeli skupiam się na braku pieniędzy, dostaję to samo. Koszykarskie środowisko powinno się skupić nie na braku a obfitości. Na zmianie sposobu myślenia. Z kategorii pytań Dlaczego mam…?, mogliby przejść na Jak mogę….? Sport dziś stał się częścią biznesu, a w szczególności marketingu. Jest kanałem łączącym biznes z klientami. Uczłowiecza i uspołecznia biznes. Biznes bez klienta nie istnieje. Sport jest nośnikiem wartości, z którymi biznes chce się identyfikować. Niestety w biznesie liczy się tzw. zwrot z zainwestowanego kapitału, i jeżeli jakiś kanał marketingowy nie przynosi korzyści to zastępuje się go innym. Tak właśnie stało się z Koszykówką. Najzwyczajniej w świecie została zamieniona na nośniki, które przyprowadzają większą rzeszę klientów. Oczywiście wszyscy o tym wiemy, nie jest to wiedza tajemna. Może czas by środowisko wyszło, ze swoich skorupek, udało się do księgarni, zainwestowało w siebie, jakieś, na początek 100 – 120 zł na książki o samorozwoju, sprzedaży, marketingu. Wiem, że na to wszystko potrzeba czasu, to są jednak wymówki. Lepiej siedzieć w swoim ciepłym pancerzyku, niż wyruszyć w podróż, która może być najciekawszą podróżą życia. Inwestycja w siebie zawsze się zwraca. Stoi ona na pierwszym miejscu w hierarchii inwestycji, dopiero później są inwestycje kapitałowe. Dość już narzekania na sytuacje, w której się znalazła koszykówka. To jest fakt, może za jakiś czas, kiedy ktoś zrozumie idee rozwoju i nadejdzie teraźniejszość, sport, który stoi na drugim miejscu w świecie, znajdzie się znów dobrym kanałem marketingowym dla biznesu w Polsce. Nie skupimy się na pisaniu o tym dlaczego chodzi tak mało ludzi na mecze koszykówki? Tylko powiemy Jak możemy sprawić, by na koszykówkę chodziło jeszcze więcej ludzi?

niedziela, 27 marca 2011

Medytacja Gregora

Każdego dnia uczymy się czegoś nowego. Dowiadujemy się ciekawych informacji. Nawet, jak nie jesteśmy sfokusowani na ich zdobywanie, one same  wpadają nam w ucho. Jeżeli rezonują w nas, są to informacje dla nas. Piątkowy wieczór, był kolejnym z ciekawych weekendowych dni, jakie napotykają mnie ostatnimi czasy. Po raz kolejny odwiedzili mnie Przyjaciele, z którymi przy lampce wina i dobrym jedzeniu, przegadaliśmy wiele godzin. Jak to mamy w zwyczaju, wielką częścią naszych konwersacji zahaczał o temat samorozwoju. Każdy dokładał jakąś ciekawą cegiełkę o doskonaleniu. Jednak największy entuzjazm wzbudziła opowieść Gregora. W jakimś czasopiśmie wyczytał, niestety nie podał źródła, również  nie mogę tego zweryfikować, że faceci, którzy przez dziesięć minut dziennie patrzą się w kobiecy dekolt i na biust są szczęśliwsi, żyją średnio pięć lat dłużej, mają niższe ciśnienie krwi, cieszą się ogólnie lepszym stanem zdrowia

                                      
Aplauz jaki zebrał od męskiej części towarzystwa, był powalający. Zaczęliśmy wymyślać  historie, jak teraz bez jakiejkolwiek krępacji będziemy chodzić i zaglądać w dekolty. W końcu chcemy być szczęśliwymi ludźmi. Jak jeszcze mamy poparcie naukowe, że to funkcjonuje to ja się piszę. Mniej entuzjastycznie do tematu podeszła kobieca część, jednak dały się przekonać, że i one będą miały z tego korzyści. Trochę poważniej traktując temat tych badań, doszliśmy do wniosku, że jest to nowy rodzaj medytacji. Faceci patrząc się na kobiecy biust, przestają myśleć, znajdują się w stanie „nie – umysłu” znikają wszystkie myśli, przez co się relaksują, odstresowują, stają się bardziej życzliwsi. Same plusy. O ile i kiedy kobiety pozwolą zaglądać sobie w trochę bardziej odkryty dekolt, wokół dostrzegą bardziej przyjaznych miłych, pozytywnie nastawionych facetów. My z Gregorym zaczęliśmy stosować ten model medytacji. Zabiera tylko dziesięć minut dziennie, a przynosi tyle ciekawych doznań.  Zachęcam do przetestowania tego rodzaju medytacji, a nóż będzie to, to czego szukałeś, choć praktycznie zawsze miałeś to przed oczami. Nauka jednak czasami się przydaje. Tak o to bez czytania książek, dostałem kolejną porcje wiedzy, która choć trochę zabawna, czyni z nas ludzi bardziej szczęśliwymi. W przyjaznej atmosferze, zrelaksowani rozeszliśmy się spać długo po północy.

piątek, 25 marca 2011

TBL

Cieszę się, że coś się ruszyło. Dawno na zewnątrz nie wypływały żadne informacje na temat tego co dzieje się w Tauron Basket Lidze. Od ostatniej wiadomości, którą było odejście Prezesa Jacka Jakubowskiego do Ekstraklasa S.A., jakby zawodowa koszykówka miała umrzeć, takie wrażenie zacząłem odnosić. Aż tu nagle coś takiego i to z grubej rury Liga Kontraktowa. Zapewne podniosą się głosy za i przeciw. Pojawią się pytania, o szczegóły.  W jednym punkcie mowa jest o tym, że awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej, tylko jedna drużyna. Z tego co mi wiadomo, to system stworzony przez PZKosz zakłada awans dwóch drużyn. Jest to pierwsza z niejasności.  Nie można zmienić regulaminu w trakcie trwania rozgrywek. Jeżeli ma być tak, że tylko jedna z drużyn awansuje, to o nim będzie decydował dwumecz. Finał I Ligi rozgrywany jest tym systemem. Po co w takim razie rozgrywać fazy Play-off, nie ma sensu. Kolejny absurd, który będzie przerabiany, a przynajmniej ma być to, to że zespoły, które grają w europejskich pucharach będą zwolnione z gry w pierwszej rundzie i od razu zaczną grać w podzielonej lidze na grupy. Będąc mądrym prezesem (zakładam, ze 6, słownie sześciu się znajdzie )  zgłaszam zespól do pucharów, i w zależności od ilości zespołów w lidze, gram dopiero w szóstkach ósemkach czy jak tam zostanie podzielona. Wyobraźmy sobie, że Real, Barcelona lub jeszcze jakiś inny klasowy zespół nie gra w lidze, brakuje mi wyobraźni, nie ma takiej opcji. Piłkarze, których wysiłek jest nieporównywalnie większy, mogą ganiać za piłką 3, 4 razy w tygodniu, i to na poziomie, który jest dalece wyższy od naszego, to my mamy bezsensownymi regulacjami zezwalać na to by zawodowcy nie grali, na polskich parkietach tylko dlatego, że gramy w Europie. Ależ bzdura. Sorry, to coś nie zmierza w stronę zawodowstwa, tylko jeszcze większej amatorki. Gortat, który grał pięćdziesiąt minut w meczu w L.A. wsiadł do samolotu, w Phoenix był o 2.30 nad ranem, położył się pewnie jeszcze jakąś godzinę później i wieczorem musiał się przebrać i grać równie ważny mecz.  Na tym trzeba się wzorować, a jak czytam takie bzdury, to nie wiem czy śmiać się czy płakać. Dobitnie pokazuje mi to, że nie bierze się pod uwagę  głosów zawodników, a dobro hm… nie wiem nawet kogo. To teraz napiszę o motywacji. Dla tych co się nie znają, powinni pamiętać, że poprzez zróżnicowanie poziomu rozgrywek, wzrasta się w rozwoju (tu piszę od strony zawodniczej), Inaczej motywuje się zespół, który gra z najlepszym, a inaczej musi się zmotywować zawodnik, z najlepszej ekipy, który gra z najsłabszą ekipą ligi. To jest transakcja wiązana, nic nie jest podzielone. Każdy ma korzyści. Korzyści płynące z biurokratycznych przepisów ni jak się mają w tym przypadku do rozwoju dyscypliny i zawodników. Wręcz wpychają, ją jeszcze w większy dół. Z drugiej jednak strony jest to liga zawodowa, w której zasady są podporządkowane biznesowi. Tylko biznes bez dobrego towaru, który można sprzedać, wcześniej jak później upadnie. W pięknym opakowaniu musi znajdować się jeszcze lepszy produkt. Jak ktoś kupi raz szajs, to nie dość, że nie zapłaci za niego po raz drugi ale jeszcze powie o nim innym. Jedna z zasad sprzedaży mówi „zadowolony klient powie o tym co nabył jednej osobie, niezadowolony opowie dziesięciu” Zadowolony klient to powtarzający się klient, klient, który dokonuje powtórnych zakupów. Warto o tym pamiętać tworząc biznes. Kibic z miasta, w który nie będzie pucharów będzie mógł oglądać swoich podopiecznych częściej na wewnętrznej grze, niż na meczu ligowym, jak zmiany te zostaną zatwierdzone. Jedną ciekawą, a może istotną zmianą byłaby gra MłodejKosz Ligi. Ciekawy projekt, jak z realizacją zobaczymy. Mam nadzieję, że większość zespołów ma już swoje grupy, w których szkoli się przyszłych zawodowców. Nie chce mi się pisać o dzikich kartach, halach, zniżkach. Dodatkowych absurdach dotyczących gry zawodników w Pucharze Polski. Jak to mawia mój Tata „nie mój cyrk, nie moje małpy”. Tylko szkoda, że sport dla ludzi inteligentnych nie jest rozumiany przez ludzi inteligentnych.

czwartek, 24 marca 2011

Braco



Była końcówka sierpnia 2010  roku. Drogą rozwoju duchowego kroczę już jakiś czas. Może nie tak, kroczę od dnia poczęcia, nie mniej jednak świadomie idę od 5 lat. W poniedziałek zadzwonił przyjaciel i powiedział, że wybiera się do Wiednia na spotkanie z wyjątkowym człowiekiem. Zapytał się czy się z nim nie wybiorę. Niestety od miejsca, w którym mieszkam, a w którym obecnie się znajdywałem było jakieś 300 kilometrów. Miałem plan aby zwolnić się z dwóch dni treningowych i udać się do Warszawy i ruszyć do Austrii. Problemy piętrzyły się i piętrzyły. Trener nie był zbyt przychylny, autobusy ni w ząb nie pasowały i odpuściłem. Zdałem się na „los”. Co ma być to będzie. Jeżeli coś jest dla Ciebie to możesz być pewny, że okoliczności same się ułożą w taki sposób, byś znalazł się tam gdzie masz się znaleźć. W tym, jak i dziesiątki innych, życie ułożyło się tak, że wyruszyłem w podróż, jak się okazuje życia.  W czwartek, dwa dni przed wyjazdem, miała miejsce  przykra sytuacja, zmarł kolega przyjaciela, z którym miałem jechać. A że mieszkał 40 km od miejscowości, w której byłem, zacząłem się przybliżać do wyjazdu. W piątek wiedziałem że jadę. Choć jeszcze nie byłem pewny. Przeczucie mnie nie zawiodło. Pogrzeb odbył się w sobotę, moje zgrupowanie, zakończyło się w sobotę sparingiem. Dostałem zwolnienie  z ostatniego dnia, który i tak był wolny dla starszych zawodników. O godzinie 21 ruszyliśmy. Kiedy jedziesz pierwszy raz w nieznane miejsce czujesz się trochę podekscytowany i również trochę podenerwowany. Tak naprawdę nie wiesz czego się spodziewać. Do Wiednia dotarliśmy ok. 3.30, pięć godzin przed czasem. Mała drzemka, ćwiczenia poranne, śniadanie i na spotkanie. To co doświadczyłem, nie może zostać tu opisane. Kiedy piszę te słowa, łzy szczęścia napływają mi do oczu. Znów to uczucie deja vu. Już to przeżywałem, jestem przekonany, że to co w tej chwili robię robiłem już wcześniej. Te obrazy, przed moimi oczami, wow. Spotkanie z BRACO, bo to tam jechałem zapoczątkowało nowy etap w moim, jak i moich bliskich życiu. Energia, którą otrzymałem pozwoliła mi posprzątać w moim środku tak, że teraz, jak coś się we mnie kurzy to umiem szybko to zobaczyć i wyczyścić. Cóż takiego robi ten człowiek. Z doświadczeń, które mam mogę opisać, że przekazuje jakiś rodzaj wspaniałej energii, który leczy, uzdrawia, pomaga poczuć moc bezwarunkowej miłości. Pewnie nasuwa się pytanie „Ile to kosztuje?”. Spotkanie, całe nic. Dokładnie nic, nic, nic. Płacisz a raczej partycypujesz w wynajęciu Sali. Całe pięć EURO, po dzisiejszym kursie około 21 zł. Pokażcie mi takiego kogoś, kto daje tak wiele za tak niewiele. Kim jest ten człowiek. Nie ma sensu pytać jeżeli będziesz chciał na pewno się dowiesz. Mam już dziś niezliczoną ilość cudów jakie wydarzyły się od mego pierwszego spotkania, z tym wyjątkowym człowiekiem. Każdy ma prawo i możliwość doświadczenia tego z czym od prawie roku sam mam do czynienia. Poczytajcie o nim, poszperajcie w necie, czym więcej ludzi dowie się o jego istnieniu tym więcej ludzi będzie mogło poczuć się szczęśliwymi. Napiszę tylko, że nawet śmiertelnie chorzy dostąpywali łaski uzdrowienia. Byłem w Wiedniu już 5 razy od tego czasu i będę jeździł tyle ile będzie trzeba, by w mym wnętrzu zapanował spokój.

środa, 23 marca 2011

Kontuzja

Jest jeden Adam Wójcik. Kiedy 16 lat temu przechodziłem do MKS MOS Pruszków, zastanawiano się nad tym czy będę następnym Adamem. Nigdy nie miałem aspiracji by być kimś innym, niż jestem. Jednak wiele było porównań w owym czasie.  Oczekiwania kibiców jednak nie zostały spełnione. Porównania skończyły się w momencie odniesienia przeze mnie kontuzji kolana. Historia zatoczyła koło rok temu, kiedy to ten wybitny koszykarz ruszył drogą, na którą zdecydowałem się cztery lata wcześniej. Granie w niższych ligach i bycie mentorem dla młodych adeptów koszykówki. Teraz to Adam miał podążać drogą, której nie znał. Jakiś czas temu dowiedziałem się, że jego kariera jako zawodowego koszykarza może dobiec końca, a wszystko z powodu „fatalnego” upadku na śliskim parkiecie. Kiedy czytałem o tym wszystkim i komentarze na ten temat zaobserwowałem ciekawą rzecz. Większość rozpatruje to w kategoriach katastrofy. Nasunęła mi się opowieść o wieśniaku, który był posiadaczem wspaniałego konia. Nigdy wcześniej nie widziano takiego pięknego konia i dawano starcowi olbrzymią kasę, by wejść w posiadanie tego wyjątkowego ogiera. Starzec zawsze kwitował spotkanie tym iż „koń jest czyś więcej niż tylko koniem: jest przyjacielem, a nie własnością, i nie jest w stanie sprzedać przyjaciela”. Pewnego ranka stwierdził, że konia nie ma w stajni. Na wieść o tym zeszła się cała wioska i komentowała, że dziadek to głupiec, bo nie sprzedał i teraz mógł żyć w dostatku do końca swoich dni „Co za nieszczęście?” mówili wieśniacy. Dziadek przeprosił wszystkich i powiedział „fakt jest taki, że konia nie ma w stajni, reszta to tylko osąd. Skąd możemy wiedzieć czy to szczęście, czy nieszczęście? Ja widzę, że konia nie ma i widzę tylko fragment. Kto wie co się jeszcze wydarzy?”  Ludzie śmiali się z tego. Jednak po jakimś czasie koń wrócił i przyprowadził ze sobą stado innych równie pięknych koni. Cała wioska piała „Co za szczęście?” Staruszek znów pokiwał głową i twierdził „fakty są takie koń wrócił i przyprowadził ze sobą 12 innych, reszta to tylko osąd skąd mam wiedzieć czy to szczęście, czy nieszczęśnie skoro nie widzę całości? Dziadek miał syna, który zaczął ujeżdżać konie, przez bardziej krewkiego złamał nogę. Znów zleciała się cała wieś „ Co za nieszczęście?” Staruszek, jak to miał w zwyczaju przeprosił wszystkich i powiedział „Widzę tylko, że syn złamał nogę to jest fakt, skąd mam wiedzieć czy to szczęście, czy nieszczęście skoro nie widzę całości?” Wioska leżała na pograniczu z innym państwem, z którym to toczono wojny. Pewnego razu do wioski zawitała armia i zabrała wszystkich młodych, zdrowych na wojnę. Został tylko syn staruszka. „Cóż za szczęście, że Twój syn złamał nogę. Jakie nasze nieszczęście, bo wszystkich naszych synów zabrano na wojnę i już pewnie nie wrócą.” Wołała cała wieś. Staruszek przemówił „Nie można z wami rozmawiać. Ciągle tylko oceniacie i oceniacie. Fakt jest taki, że waszych synów nie ma, a mój jest w domu. Skąd mam wiedzieć czy to błogosławieństwo, czy nieszczęście. I nikt nigdy tego nie będzie wiedzieć. Jedynie sam Bóg”.
Czy nie jest podobnie w przypadku Wójcika? Skąd możemy wiedzieć, czy to szczęście, czy nieszczęście. Wydarzyła się, z pozoru, przykra historia. Na pewno jest to bolesna sprawa. Jednak nie widzimy całości sytuacji. Przecież mamy piękne polskie powiedzenie „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Przestańmy się użalać, że coś jest nie w porządku, bo coś komuś się stało. Jeżeli się stało, to się stać musiało koniec kropka. Wierzę, że „wszystko co nas spotyka, jest najlepszą rzeczą, która mogła nam się przydarzyć”. Pewnie brzmi to trochę mało empatycznie, ale proszę mi wierzyć cenię Adama za jego osiągnięcia, za to jak wybitnym zawodnikiem jest. Jednak jestem fanem Rzeczywistości i prawdy, z nią związanej. Pewnie rodzi się pytanie „Jak byś się zachowywał, gdybyś sam znalazł się w takiej sytuacji?” Moja odpowiedz jest prosta. W moim słowniku nie ma  miejsca na gdybanie. Jestem przygotowany na wszystko i gotowy na nic. Wystarczy tylko wierzyć, że Życie jest piękne takie jakie jest i nie ma co budować osądów na wszystkie tematy, a raczej się im przyglądać. One więcej nam powiedzą o nas samych niż nam się wydaje.
Z miłości do życia i ludzi Leszek