czwartek, 31 marca 2011

Teorie spiskowe

Myślałem, że spadnę z kanapy. Wieczór, leże na kanapie, relaksuję się po środowej gonitwie treningowej, zwanej Wielką Pardubicką, włączam komputer, wchodzę do sieci i od razu mnie zamurowało. Pierwsza wiadomość na Onecie, wbiła mnie po prostu w kanapę. Na portalu kontrolowanym przez ITI taka wiadomość. Fluor i   aspartam zabójcy. Nie wiedziałem na wstępie co o  tym sądzić. Taki portal i podaje informacje nie z głównego i opiniotwórczego kanału informatycznego. Szok, myślę sobie. Już jakiś czas temu zacząłem się interesować, zdrowym odżywianiem i, a może przede wszystkim tzw. teoriami spiskowymi. Zacząłem śledzić mniej popularne strony internetowe, które wychodziły naprzeciw , wszystkim informacjom płynącym z mass-mediów. Wiele z nich budziło, na początku, mnóstwo  kontrowersji. Jednak z czasem moja uwaga bardziej została skierowana, w kierunku spiskowej teorii dziejów i dziś jestem zwolennikiem,  przynajmniej w dość dużym stopniu, konfrontowania tego co płynie z głównych kanałów informatycznych z tymi bardziej alternatywnymi. Kiedy rozgrywała się batalia o obwodnicę Augustowa, byłem szczerze za tym by powstała jak najszybciej. Nie interesowało mnie to, że przebiega przez środek Doliny Rospudy. Chodziło mi tylko o to, by moi kuzyni mogli spokojnie przechodzić na druga stronę ulicy idąc do szkoły, nie narażając się na śmierć, w czasie prostej czynności przechodzenia przez ulicę. Całe szczęście, że udało się i uratować Dolinę i wytyczyć nowy objazd, choć tysiące TIRów w dalszym ciągu dewastują miejskie ulice. Tu dobro człowieka udało się połączyć z dobrem natury. Niestety już na skalę globalną wydaje się to niemożliwe. Coraz więcej chemicznej, genetycznie modyfikowanej żywności trafia do naszych organizmów. Jesteśmy powoli zatruwani, przez tak naprawdę nas samych. Chęć zysków powoduje to, iż dobro człowieka zostało zamienione na dobro globalnych koncernów, czy to spożywczych, czy farmaceutycznych.  Problem z żywnością genetycznie modyfikowana polega na tym, ze jest ona patentowana. I jak zabroni się już produkować wszelkiej żywności innej niż beztłuszczowej, woskowanej, wzbogaconej witaminami jedynie słusznej i supernowocześnie niezacofanej, to wtedy za każdy gryz branej do ust potrawy będziemy płacili sute opłaty patentowe. trafiające do paru globalnych korporacji. Wymyślono już nawet ziarno „jednopokoleniowe” – nawet jeśli nieuczciwy rolnik zostawi sobie cos na następny wysiew, to mu i tak nie wykiełkuje. Warto czasem poczytać, posłuchać, pooglądać, poszperać w sieci zanim zacznie się wydawać osądy. Podobnie, rzecz ma się z koncernami farmaceutycznymi.  Niech mi nikt nie mówi, ze koncernom farmaceutycznym zależy na naszym zdrowiu, bo nie uwierzę. Zależały  im na tym byśmy  byli  chorzy i to najlepiej przewlekle, bo najlepszy klient, to powracający klient. Politycy stali się więźniami koncernów. Choć może im wydawać się, że działają dla naszego dobra, niestety stali się marionetkami, którymi pociąga się, tak jak się chce. Dobro człowieka nie jest już istotne. Zdrowie tym bardziej. Kiedyś przeziębienia leczono czosnkiem i miodem. Dziś czosnek zamieniono na antybiotyki, a miód na tabletki wszelkiej maści. Czy jest to teoria spiskowa, nie mnie to oceniać. Często zastanawiam się, czy w kraju, który został nazwany Polska, jest tyle schorowanych osób. Wystarczy włączyć telewizor, a w każdym bloku reklamowym ujrzymy cudowny lek na każdą bez mała chorobę. Odkąd zdrowie stało się towarem, nie istnieje żadna świętość. Tak samo jak wojny lub konflikty zbrojne, są sztucznie wywoływane po to tylko, aby przemysł petrochemiczny uzyskał nieograniczony dostęp do złóż ropy naftowej i gazu i żeby przemysł zbrojeniowy mógł testować najnowsze rodzaje broni oraz opróżnić magazyny ze sprzętu już przestarzałego. Tylko w mediach głównego nurtu dostajemy pożywkę, która ma uspołecznić i zracjonalizować wojnę grabieżową. W imię demokracji, morduje się ludzi,  Dlatego w środowy wieczór o mało nie spadłem z kanapy. Chyba wydawca Onetu zapomniał się odrobinę puszczając tekst o aspartamie i teoriach spiskowych. Może większość uzna onetowski tekst za prześmiewczy, jednak znajdzie się gro ludzi, którzy przewertują Internet, tylko po to by dowiedzieć się czegoś więcej. Jak trafi to na podatny grunt, to znaczna część ludzi, może już nigdy nie wrócić do prawdy płynącej z mass-mediów, a zacznie dochodzić do w wniosku, że świat, w którym żyjemy nie jest tak do końca zgodny z kultywowanymi przez nas telewizyjno-radiowymi prawdami. Coraz więcej ludzi się budzi. Rację mieli bracia Wachowscy kiedy tworzyli Matrix, twierdząc, że ich film zostanie zrozumiany dopiero 20 lat po premierze. Duża część ludzi już wybrała inną pigułkę, duża jeszcze stoi przed jej wyborem. Zapewne część zostanie w dobrze znanym i ciepłym świecie, jednak duża część ruszy, by zbadać prawdę. A prawdę można poznać zagłębiając się w siebie. Ona jest w NAS. Nawet najdłuższa  podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Ćwiczenie 1

 W dzisiejszych czasach tylko najlepsi organizatorzy mają możliwość, a przede wszystkim umiejętności takiego zorganizowania czasu, aby starczyło go na wszystko. Znajdują czas na to, by po długim i wyczerpującym dniu pracy, poćwiczyć na  siłowni, pójść na basen itp. Moja propozycja dotyczyć będzie sfery fizyczno - duchowej. Ćwiczenia zaproponowane pochłaniają najwyżej kilka minut dziennie i każdy kto będzie miał ochotę może z nich skorzystać. Na początek potrzeba zdać sobie sprawę, że najważniejsze w naszym życiu jest oddychanie. Bez niego nie byłoby nas. Problemem większości ludzi jest brak umiejętności w tak prostym wydawałoby się elemencie. Co czwarty człowiek w Europie, ma nowotwór. U sportowców występuje siedem razy rzadziej. Dlaczego? Sportowcy zaopatrują swój krwioobieg w życiodajny gaz – tlen. Innym wytłumaczeniem jest fakt pobudzenia, przez nich, swojego organizmu do pracy na najwyższych obrotach, przez co pobudzają ruch limfy.
Ćwiczenie 1
Prawidłowe oddychanie
A)   Wdech liczymy np. do 4
B)   Wstrzymujemy oddech 4*4 = 16 liczymy do 16
C)   Wydech 4*2 = 8 wydychamy powietrze licząc do 8
Każdy oddech powinien się zaczynać z głębi brzucha, na wysokości pępka. Przytrzymanie powietrza w ciele ma na celu dotarcie tlenu do każdej komórki naszego ciała i natlenienie jej. Wydech ma być dwa razy dłuższy od wydechu, ponieważ podczas wydechu usuwamy toksyny z organizmu. Do swoich potrzeb i umiejętności możesz dostosować te wyżej opisane czynności.
Załóżmy stoisz w korku, po co bezproduktywnie tracić czas, na słuchaniu radia, lub denerwowaniu się, że znów to samo. Proste ćwiczenie. Wdech liczę do 5, wstrzymanie powietrza liczę do 20, wydech liczę do 10 i tak dziesięć powtórzeń. Proste, bardzo proste. Tylko trzeba o tym wiedzieć.
Jeżeli zastosujesz się do tego typu oddychania 3 razy dziennie, gwarantuję Ci świetne samopoczucie. Tak wiele za tak niewiele.

środa, 30 marca 2011

NLP i sport

Nigdy nie zapomnisz wielkich chwil. Są wypalone w Twoim umyśle.
                                                                                     Kevin Keegen

Zdecydowana większość sportowców, nawet zawodowców, koncentruje się przeważnie na negatywnych aspektach, a mianowicie na tym co mogłoby pójść  nie tak, na wyższych umiejętnościach przeciwnika, czy na braku w swoich umiejętnościach. Wszystko to jest zrozumiałe i ma swoje ukorzenienie, w zaprogramowaniu, jakim jesteśmy objęci od samego początku naszego życia. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale małe dziecko na każde  jedne tak słyszy 17 razy nie. Już od młodego jest skoncentrowani na tym, by czegoś nie spaprać. Do tego dochodzi szkoła, w której nagradza się tylko dobre uczynki, a błędy są piętnowane. I jak po takiej szkole życia, człowiek ma być sfokusowany, na sukcesach. Raczej będzie uciekał od myślenia w kategoriach zwycięzcy a skupi się na negatywach. Wszystko to można zrozumieć. Nie mniej jednak taka postawa może doprowadzić do zniszczenia radości płynącej z uprawiania sportu. Zrozumiałe jest również to, że praca nad swoimi niedoskonałościami i eliminowanie ich jest częścią procesu treningowego. Wielu znakomitych sportowców, tych ze ścisłej światowej czołówki, począwszy od piłkarz kończąc na szachistach ma wewnętrzne przekonanie, ze jest w stanie zapanować nad swoim ciałem i umysłem  bez względu na to co się wydarzy, niezależnie od okoliczności. Ta wiara jest oparta na zupełnie innych podstawach. Oparta jest na wewnętrznej analizie tego co działa i tego co trzeba poprawić by działało jeszcze lepiej. To z czym zetknąłem się jakiś czas temu jest NLP, czyli neurolingwistyczne programowanie. Jedną z podstawowych koncepcji, tej dynamicznie rozwijającej się nauki, jest poszukiwanie tego co działa i bazowanie na tym. W oparciu o nlp i zasady i prawa rządzące umysłem jesteśmy w stanie sami, jako sportowcy i nie tylko, wpływać na to jak chcemy się czuć. Poprzez wszystkie zmysły docierające do nas (wzrok, słuch, węch, smak, czucie) jesteśmy w stanie pokierować tak procesem myślenia, że sytuacja stresowa, która przed chwilą taka była, przestanie taką być. Wspominając jakieś pozytywne doświadczenia mogą pojawić się takie odczucia jak podekscytowanie,, trudności z oddychaniem. Porównując to z sytuacją o zabarwieniu negatywnym nasze odczucia będą z goła odmienne. Odpowiedzialność  za wybór reakcji spoczywa na nas. Możemy nie mieć kontroli nad tym co nas spotyka, jednak mamy wpływ na to jak reagujemy na zdarzenia, lub jak, je sobie przypominamy, NLP jest bardzo pomocne, w tym by przejąć władzę nad swoim umysłem. Warto poznać podstawowe założenia, które poprawiają jakoś naszego funkcjonowania. Zarówno w świecie sportowców, który jest tylko pigułką, świata innych ludzi, w którym również się rywalizuje o lepsze wyniki, w którym również pracuje się zespołowo, w którym również stara się naśladować najlepszych, znajomość procesów rządzących umysłem może uwolnić człowieka z kajdan, którymi jest spętany, nie z własnej nieprzymuszonej woli i pozwolić na  tyle wolności ile będzie mógł sobie dać.

wtorek, 29 marca 2011

Scenariusze kontroli, czyli jak przestać zabierać energię innym ludziom


Jakiś czas temu czytając „Niebiańską przepowiednię” Redfielda natknąłem się na temat scenariuszy kontroli i ze zdumieniem zauważyłem, że większość ludzi, których znam nieświadomie w nie grają i nieświadomie narażają siebie i innych na gwałtowne spadki energii. Na początku zdawało mi się, że ja tego nie robię, taki już jestem doskonały… i jakże się myliłem… :). Zapraszam do zgłębienia tego fascynującego tematu. Fizycy twierdzą, że wszystko jest energią; materia nieożywiona i ożywiona, zwierzęta, ludzie, myśli, które tworzymy i wysyłamy, przedmioty które używamy.
Mówi się o kimś, że ma wysoki poziom energii albo niski poziom energii, że ktoś jest na fali albo że ktoś ma „doła”. Jako ludzie zużywamy i uzupełniamy energię. I nie chodzi tu tylko o energię elektryczną. Można sobie wyobrazić, że każdy człowiek (jego ciało, umysł i inne powłoki) jest polem energetycznym, które ma określony poziom energii. Potrzebujemy systematycznie uzupełniać zasoby energetyczne po to żeby żyć, poruszać się, chodzić na spacery, komunikować się z innymi ludźmi, zarabiać pieniądze i się rozwijać  Czerpać energię możemy w sposób naturalny z odnawialnych źródeł. Modlitwa, medytacja, prawidłowe oddychanie, spanie, dobre jedzenie, przebywanie na łonie natury, otaczanie się pięknymi rzeczami, tworzenie rzeczy z miłością i pasją – to przykłady harmonijnych zgodnych z naturą sposobów uzupełniania energii. Czerpanie z odnawialnych źródeł powoduje systematyczne utrzymywanie dobrego samopoczucia przez długi okres czasu, łatwy kontakt z intuicją i dostęp do „czucia” energii. Scenariusze kontroli stanowią przykład negatywnego sposobu zdobywania energii, którego skutkiem jest gwałtowny jej spadek. Czym jest scenariusz kontroli? Wyuczonym w dzieciństwie sposobem zabierania energii drugiej osobie. Schemat działania scenariuszy kontroli jest bardzo podobny do nałogów np. picia kawy. Najpierw odczuwasz wzrost energii a po krótkim czasie następuje gwałtowny jej spadek. Jeżeli chcesz łatwo utrzymywać wysoki poziom energii przez cały czas i uniknąć tzw. dołków naucz się nie wchodzić w scenariusze kontroli!!!
Możesz grać w jeden z następujących z czterech schematów kontroli


1. terrorysta (T)
2. śledczy (Ś)
3. zamknięty (Z)
4. biedactwo (B)

Cdn.

Tekst ten pochodzi od Pawła Prystupniuka mojego serdecznego przyjaciela, brata z poprzedniego wcielenia J, który udostępnił mi tekst,. Uważam, że warto poznać jacy jesteśmy i jak kontrolujemy, zapraszam do dalszej lektury, już wkrótce.

poniedziałek, 28 marca 2011

Rozwój koszykówki

Po zapoznaniu się z artykułem Pana Łukasza Ceglińskiego z Gazety.pl na temat sytuacji warszawskiej koszykówki, cały tekst znajdziesz tutaj: http://www.sport.pl/koszykowka/1,65036,9329976,Tauron_Basket_Liga_w_Warszawie__Taka_liga_kibicow.html, ,  nasunęły mi się pewne refleksje związane ogólnie z koszykówką i nie tylko. Jestem pełen podziwu dla Kozaka i Spółki za to, że udało im się wydostać z takich tarapatów, w jakich się znaleźli.  Statek, który stracił sterowność,  płynął na spotkanie ze skałami, a za chwilę na nie wpadł. Wszystkim wydawało się, że pójdzie na dno. Jednak garstka ludzi zaczęła ratować pokiereszowaną jednostkę. Z tonącego statku zaczęto wypompowywać wodę, uszczelniać wszystkie dziury. Kiedy przywrócono porządek na pokładzie,  powoli wypchnięto statek z mielizny. Udało się. Teraz zapewne przyszedł czas, aby zawinąć do portu i przeprowadzić całościowy remont. Nie można żeglować statkiem, w którym co jakiś czas puszcza, jakaś dziura i woda wdziera się na pokład. Czapki z głów dla Tych wszystkich, którzy ratowali Polonię przed zatonięciem. Sytuacja Polonii jest niestety hologramem całej ligi. Nasza liga boryka się z tymi samymi problemami co wspomniana wyżej Polonia. Niska jakość, mała oglądalność meczy. Brak promocji itp., itd. Zgadzam się z tym wszystkim. Naszym narodowym nawykiem, wróć nie poczuwam się do tego, jest biadolenie i permanentne narzekanie. To, że udało się uratować Polonię to super, ale już czas zmienić, postawę. Przestać już użalać się nad swoim losem, a wziąć się do czegoś konstruktywnego. Człowiek, który nic nie zmienia w swojej postawie, a chce osiągać lepsze wyniki jest po prostu głupi. Zmiana zawsze zachodzi wewnątrz po czym widać ją na zewnątrz. Niestety uczy się ludzi aby zmieniać coś na zewnątrz, pracę, żonę, samochody cokolwiek, po czym nie wiedzieć czemu w jakiś magiczny sposób sytuacja się powtarza. I tak w kółko. Nowa praca, żona, itp. O wiele prościej i mniej to kosztuje jest zmiana wewnętrzna. Odnosi się zarówno do człowieka jak i organizacji. Organizacja jest hologramem człowieka. Jeżeli chce się dobrze funkcjonować należy się przyjrzeć sobie. Jeżeli nie umiem się reklamować, to nikt o mnie nie usłyszy, Jeżeli mam słaby produkt, to go udoskonalam, zmieniam, a czasem nawet z niego rezygnuję by poprawić bilans spółki. Jeżeli nie umiem działać zespołowo, nie zbuduję dobrego zespołu. To wszystko jest widoczne. Tylko ludzie nie chcą się przyglądać sobie i swojemu otoczeniu. A ono mówi wszystko o nas, jacy jesteśmy. Kiedy uśmiecham się, w około dostrzegam ludzi uśmiechniętych. Kiedy kupuję samochód moja uwaga koncentruje się na marce i modelu samochodu, który właśnie nabyłem Łatwo to wszystko dostrzec jak jest się uważnym. Jeżeli skupiam się na braku pieniędzy, dostaję to samo. Koszykarskie środowisko powinno się skupić nie na braku a obfitości. Na zmianie sposobu myślenia. Z kategorii pytań Dlaczego mam…?, mogliby przejść na Jak mogę….? Sport dziś stał się częścią biznesu, a w szczególności marketingu. Jest kanałem łączącym biznes z klientami. Uczłowiecza i uspołecznia biznes. Biznes bez klienta nie istnieje. Sport jest nośnikiem wartości, z którymi biznes chce się identyfikować. Niestety w biznesie liczy się tzw. zwrot z zainwestowanego kapitału, i jeżeli jakiś kanał marketingowy nie przynosi korzyści to zastępuje się go innym. Tak właśnie stało się z Koszykówką. Najzwyczajniej w świecie została zamieniona na nośniki, które przyprowadzają większą rzeszę klientów. Oczywiście wszyscy o tym wiemy, nie jest to wiedza tajemna. Może czas by środowisko wyszło, ze swoich skorupek, udało się do księgarni, zainwestowało w siebie, jakieś, na początek 100 – 120 zł na książki o samorozwoju, sprzedaży, marketingu. Wiem, że na to wszystko potrzeba czasu, to są jednak wymówki. Lepiej siedzieć w swoim ciepłym pancerzyku, niż wyruszyć w podróż, która może być najciekawszą podróżą życia. Inwestycja w siebie zawsze się zwraca. Stoi ona na pierwszym miejscu w hierarchii inwestycji, dopiero później są inwestycje kapitałowe. Dość już narzekania na sytuacje, w której się znalazła koszykówka. To jest fakt, może za jakiś czas, kiedy ktoś zrozumie idee rozwoju i nadejdzie teraźniejszość, sport, który stoi na drugim miejscu w świecie, znajdzie się znów dobrym kanałem marketingowym dla biznesu w Polsce. Nie skupimy się na pisaniu o tym dlaczego chodzi tak mało ludzi na mecze koszykówki? Tylko powiemy Jak możemy sprawić, by na koszykówkę chodziło jeszcze więcej ludzi?

niedziela, 27 marca 2011

Medytacja Gregora

Każdego dnia uczymy się czegoś nowego. Dowiadujemy się ciekawych informacji. Nawet, jak nie jesteśmy sfokusowani na ich zdobywanie, one same  wpadają nam w ucho. Jeżeli rezonują w nas, są to informacje dla nas. Piątkowy wieczór, był kolejnym z ciekawych weekendowych dni, jakie napotykają mnie ostatnimi czasy. Po raz kolejny odwiedzili mnie Przyjaciele, z którymi przy lampce wina i dobrym jedzeniu, przegadaliśmy wiele godzin. Jak to mamy w zwyczaju, wielką częścią naszych konwersacji zahaczał o temat samorozwoju. Każdy dokładał jakąś ciekawą cegiełkę o doskonaleniu. Jednak największy entuzjazm wzbudziła opowieść Gregora. W jakimś czasopiśmie wyczytał, niestety nie podał źródła, również  nie mogę tego zweryfikować, że faceci, którzy przez dziesięć minut dziennie patrzą się w kobiecy dekolt i na biust są szczęśliwsi, żyją średnio pięć lat dłużej, mają niższe ciśnienie krwi, cieszą się ogólnie lepszym stanem zdrowia

                                      
Aplauz jaki zebrał od męskiej części towarzystwa, był powalający. Zaczęliśmy wymyślać  historie, jak teraz bez jakiejkolwiek krępacji będziemy chodzić i zaglądać w dekolty. W końcu chcemy być szczęśliwymi ludźmi. Jak jeszcze mamy poparcie naukowe, że to funkcjonuje to ja się piszę. Mniej entuzjastycznie do tematu podeszła kobieca część, jednak dały się przekonać, że i one będą miały z tego korzyści. Trochę poważniej traktując temat tych badań, doszliśmy do wniosku, że jest to nowy rodzaj medytacji. Faceci patrząc się na kobiecy biust, przestają myśleć, znajdują się w stanie „nie – umysłu” znikają wszystkie myśli, przez co się relaksują, odstresowują, stają się bardziej życzliwsi. Same plusy. O ile i kiedy kobiety pozwolą zaglądać sobie w trochę bardziej odkryty dekolt, wokół dostrzegą bardziej przyjaznych miłych, pozytywnie nastawionych facetów. My z Gregorym zaczęliśmy stosować ten model medytacji. Zabiera tylko dziesięć minut dziennie, a przynosi tyle ciekawych doznań.  Zachęcam do przetestowania tego rodzaju medytacji, a nóż będzie to, to czego szukałeś, choć praktycznie zawsze miałeś to przed oczami. Nauka jednak czasami się przydaje. Tak o to bez czytania książek, dostałem kolejną porcje wiedzy, która choć trochę zabawna, czyni z nas ludzi bardziej szczęśliwymi. W przyjaznej atmosferze, zrelaksowani rozeszliśmy się spać długo po północy.

piątek, 25 marca 2011

TBL

Cieszę się, że coś się ruszyło. Dawno na zewnątrz nie wypływały żadne informacje na temat tego co dzieje się w Tauron Basket Lidze. Od ostatniej wiadomości, którą było odejście Prezesa Jacka Jakubowskiego do Ekstraklasa S.A., jakby zawodowa koszykówka miała umrzeć, takie wrażenie zacząłem odnosić. Aż tu nagle coś takiego i to z grubej rury Liga Kontraktowa. Zapewne podniosą się głosy za i przeciw. Pojawią się pytania, o szczegóły.  W jednym punkcie mowa jest o tym, że awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej, tylko jedna drużyna. Z tego co mi wiadomo, to system stworzony przez PZKosz zakłada awans dwóch drużyn. Jest to pierwsza z niejasności.  Nie można zmienić regulaminu w trakcie trwania rozgrywek. Jeżeli ma być tak, że tylko jedna z drużyn awansuje, to o nim będzie decydował dwumecz. Finał I Ligi rozgrywany jest tym systemem. Po co w takim razie rozgrywać fazy Play-off, nie ma sensu. Kolejny absurd, który będzie przerabiany, a przynajmniej ma być to, to że zespoły, które grają w europejskich pucharach będą zwolnione z gry w pierwszej rundzie i od razu zaczną grać w podzielonej lidze na grupy. Będąc mądrym prezesem (zakładam, ze 6, słownie sześciu się znajdzie )  zgłaszam zespól do pucharów, i w zależności od ilości zespołów w lidze, gram dopiero w szóstkach ósemkach czy jak tam zostanie podzielona. Wyobraźmy sobie, że Real, Barcelona lub jeszcze jakiś inny klasowy zespół nie gra w lidze, brakuje mi wyobraźni, nie ma takiej opcji. Piłkarze, których wysiłek jest nieporównywalnie większy, mogą ganiać za piłką 3, 4 razy w tygodniu, i to na poziomie, który jest dalece wyższy od naszego, to my mamy bezsensownymi regulacjami zezwalać na to by zawodowcy nie grali, na polskich parkietach tylko dlatego, że gramy w Europie. Ależ bzdura. Sorry, to coś nie zmierza w stronę zawodowstwa, tylko jeszcze większej amatorki. Gortat, który grał pięćdziesiąt minut w meczu w L.A. wsiadł do samolotu, w Phoenix był o 2.30 nad ranem, położył się pewnie jeszcze jakąś godzinę później i wieczorem musiał się przebrać i grać równie ważny mecz.  Na tym trzeba się wzorować, a jak czytam takie bzdury, to nie wiem czy śmiać się czy płakać. Dobitnie pokazuje mi to, że nie bierze się pod uwagę  głosów zawodników, a dobro hm… nie wiem nawet kogo. To teraz napiszę o motywacji. Dla tych co się nie znają, powinni pamiętać, że poprzez zróżnicowanie poziomu rozgrywek, wzrasta się w rozwoju (tu piszę od strony zawodniczej), Inaczej motywuje się zespół, który gra z najlepszym, a inaczej musi się zmotywować zawodnik, z najlepszej ekipy, który gra z najsłabszą ekipą ligi. To jest transakcja wiązana, nic nie jest podzielone. Każdy ma korzyści. Korzyści płynące z biurokratycznych przepisów ni jak się mają w tym przypadku do rozwoju dyscypliny i zawodników. Wręcz wpychają, ją jeszcze w większy dół. Z drugiej jednak strony jest to liga zawodowa, w której zasady są podporządkowane biznesowi. Tylko biznes bez dobrego towaru, który można sprzedać, wcześniej jak później upadnie. W pięknym opakowaniu musi znajdować się jeszcze lepszy produkt. Jak ktoś kupi raz szajs, to nie dość, że nie zapłaci za niego po raz drugi ale jeszcze powie o nim innym. Jedna z zasad sprzedaży mówi „zadowolony klient powie o tym co nabył jednej osobie, niezadowolony opowie dziesięciu” Zadowolony klient to powtarzający się klient, klient, który dokonuje powtórnych zakupów. Warto o tym pamiętać tworząc biznes. Kibic z miasta, w który nie będzie pucharów będzie mógł oglądać swoich podopiecznych częściej na wewnętrznej grze, niż na meczu ligowym, jak zmiany te zostaną zatwierdzone. Jedną ciekawą, a może istotną zmianą byłaby gra MłodejKosz Ligi. Ciekawy projekt, jak z realizacją zobaczymy. Mam nadzieję, że większość zespołów ma już swoje grupy, w których szkoli się przyszłych zawodowców. Nie chce mi się pisać o dzikich kartach, halach, zniżkach. Dodatkowych absurdach dotyczących gry zawodników w Pucharze Polski. Jak to mawia mój Tata „nie mój cyrk, nie moje małpy”. Tylko szkoda, że sport dla ludzi inteligentnych nie jest rozumiany przez ludzi inteligentnych.

czwartek, 24 marca 2011

Braco



Była końcówka sierpnia 2010  roku. Drogą rozwoju duchowego kroczę już jakiś czas. Może nie tak, kroczę od dnia poczęcia, nie mniej jednak świadomie idę od 5 lat. W poniedziałek zadzwonił przyjaciel i powiedział, że wybiera się do Wiednia na spotkanie z wyjątkowym człowiekiem. Zapytał się czy się z nim nie wybiorę. Niestety od miejsca, w którym mieszkam, a w którym obecnie się znajdywałem było jakieś 300 kilometrów. Miałem plan aby zwolnić się z dwóch dni treningowych i udać się do Warszawy i ruszyć do Austrii. Problemy piętrzyły się i piętrzyły. Trener nie był zbyt przychylny, autobusy ni w ząb nie pasowały i odpuściłem. Zdałem się na „los”. Co ma być to będzie. Jeżeli coś jest dla Ciebie to możesz być pewny, że okoliczności same się ułożą w taki sposób, byś znalazł się tam gdzie masz się znaleźć. W tym, jak i dziesiątki innych, życie ułożyło się tak, że wyruszyłem w podróż, jak się okazuje życia.  W czwartek, dwa dni przed wyjazdem, miała miejsce  przykra sytuacja, zmarł kolega przyjaciela, z którym miałem jechać. A że mieszkał 40 km od miejscowości, w której byłem, zacząłem się przybliżać do wyjazdu. W piątek wiedziałem że jadę. Choć jeszcze nie byłem pewny. Przeczucie mnie nie zawiodło. Pogrzeb odbył się w sobotę, moje zgrupowanie, zakończyło się w sobotę sparingiem. Dostałem zwolnienie  z ostatniego dnia, który i tak był wolny dla starszych zawodników. O godzinie 21 ruszyliśmy. Kiedy jedziesz pierwszy raz w nieznane miejsce czujesz się trochę podekscytowany i również trochę podenerwowany. Tak naprawdę nie wiesz czego się spodziewać. Do Wiednia dotarliśmy ok. 3.30, pięć godzin przed czasem. Mała drzemka, ćwiczenia poranne, śniadanie i na spotkanie. To co doświadczyłem, nie może zostać tu opisane. Kiedy piszę te słowa, łzy szczęścia napływają mi do oczu. Znów to uczucie deja vu. Już to przeżywałem, jestem przekonany, że to co w tej chwili robię robiłem już wcześniej. Te obrazy, przed moimi oczami, wow. Spotkanie z BRACO, bo to tam jechałem zapoczątkowało nowy etap w moim, jak i moich bliskich życiu. Energia, którą otrzymałem pozwoliła mi posprzątać w moim środku tak, że teraz, jak coś się we mnie kurzy to umiem szybko to zobaczyć i wyczyścić. Cóż takiego robi ten człowiek. Z doświadczeń, które mam mogę opisać, że przekazuje jakiś rodzaj wspaniałej energii, który leczy, uzdrawia, pomaga poczuć moc bezwarunkowej miłości. Pewnie nasuwa się pytanie „Ile to kosztuje?”. Spotkanie, całe nic. Dokładnie nic, nic, nic. Płacisz a raczej partycypujesz w wynajęciu Sali. Całe pięć EURO, po dzisiejszym kursie około 21 zł. Pokażcie mi takiego kogoś, kto daje tak wiele za tak niewiele. Kim jest ten człowiek. Nie ma sensu pytać jeżeli będziesz chciał na pewno się dowiesz. Mam już dziś niezliczoną ilość cudów jakie wydarzyły się od mego pierwszego spotkania, z tym wyjątkowym człowiekiem. Każdy ma prawo i możliwość doświadczenia tego z czym od prawie roku sam mam do czynienia. Poczytajcie o nim, poszperajcie w necie, czym więcej ludzi dowie się o jego istnieniu tym więcej ludzi będzie mogło poczuć się szczęśliwymi. Napiszę tylko, że nawet śmiertelnie chorzy dostąpywali łaski uzdrowienia. Byłem w Wiedniu już 5 razy od tego czasu i będę jeździł tyle ile będzie trzeba, by w mym wnętrzu zapanował spokój.

środa, 23 marca 2011

Kontuzja

Jest jeden Adam Wójcik. Kiedy 16 lat temu przechodziłem do MKS MOS Pruszków, zastanawiano się nad tym czy będę następnym Adamem. Nigdy nie miałem aspiracji by być kimś innym, niż jestem. Jednak wiele było porównań w owym czasie.  Oczekiwania kibiców jednak nie zostały spełnione. Porównania skończyły się w momencie odniesienia przeze mnie kontuzji kolana. Historia zatoczyła koło rok temu, kiedy to ten wybitny koszykarz ruszył drogą, na którą zdecydowałem się cztery lata wcześniej. Granie w niższych ligach i bycie mentorem dla młodych adeptów koszykówki. Teraz to Adam miał podążać drogą, której nie znał. Jakiś czas temu dowiedziałem się, że jego kariera jako zawodowego koszykarza może dobiec końca, a wszystko z powodu „fatalnego” upadku na śliskim parkiecie. Kiedy czytałem o tym wszystkim i komentarze na ten temat zaobserwowałem ciekawą rzecz. Większość rozpatruje to w kategoriach katastrofy. Nasunęła mi się opowieść o wieśniaku, który był posiadaczem wspaniałego konia. Nigdy wcześniej nie widziano takiego pięknego konia i dawano starcowi olbrzymią kasę, by wejść w posiadanie tego wyjątkowego ogiera. Starzec zawsze kwitował spotkanie tym iż „koń jest czyś więcej niż tylko koniem: jest przyjacielem, a nie własnością, i nie jest w stanie sprzedać przyjaciela”. Pewnego ranka stwierdził, że konia nie ma w stajni. Na wieść o tym zeszła się cała wioska i komentowała, że dziadek to głupiec, bo nie sprzedał i teraz mógł żyć w dostatku do końca swoich dni „Co za nieszczęście?” mówili wieśniacy. Dziadek przeprosił wszystkich i powiedział „fakt jest taki, że konia nie ma w stajni, reszta to tylko osąd. Skąd możemy wiedzieć czy to szczęście, czy nieszczęście? Ja widzę, że konia nie ma i widzę tylko fragment. Kto wie co się jeszcze wydarzy?”  Ludzie śmiali się z tego. Jednak po jakimś czasie koń wrócił i przyprowadził ze sobą stado innych równie pięknych koni. Cała wioska piała „Co za szczęście?” Staruszek znów pokiwał głową i twierdził „fakty są takie koń wrócił i przyprowadził ze sobą 12 innych, reszta to tylko osąd skąd mam wiedzieć czy to szczęście, czy nieszczęśnie skoro nie widzę całości? Dziadek miał syna, który zaczął ujeżdżać konie, przez bardziej krewkiego złamał nogę. Znów zleciała się cała wieś „ Co za nieszczęście?” Staruszek, jak to miał w zwyczaju przeprosił wszystkich i powiedział „Widzę tylko, że syn złamał nogę to jest fakt, skąd mam wiedzieć czy to szczęście, czy nieszczęście skoro nie widzę całości?” Wioska leżała na pograniczu z innym państwem, z którym to toczono wojny. Pewnego razu do wioski zawitała armia i zabrała wszystkich młodych, zdrowych na wojnę. Został tylko syn staruszka. „Cóż za szczęście, że Twój syn złamał nogę. Jakie nasze nieszczęście, bo wszystkich naszych synów zabrano na wojnę i już pewnie nie wrócą.” Wołała cała wieś. Staruszek przemówił „Nie można z wami rozmawiać. Ciągle tylko oceniacie i oceniacie. Fakt jest taki, że waszych synów nie ma, a mój jest w domu. Skąd mam wiedzieć czy to błogosławieństwo, czy nieszczęście. I nikt nigdy tego nie będzie wiedzieć. Jedynie sam Bóg”.
Czy nie jest podobnie w przypadku Wójcika? Skąd możemy wiedzieć, czy to szczęście, czy nieszczęście. Wydarzyła się, z pozoru, przykra historia. Na pewno jest to bolesna sprawa. Jednak nie widzimy całości sytuacji. Przecież mamy piękne polskie powiedzenie „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Przestańmy się użalać, że coś jest nie w porządku, bo coś komuś się stało. Jeżeli się stało, to się stać musiało koniec kropka. Wierzę, że „wszystko co nas spotyka, jest najlepszą rzeczą, która mogła nam się przydarzyć”. Pewnie brzmi to trochę mało empatycznie, ale proszę mi wierzyć cenię Adama za jego osiągnięcia, za to jak wybitnym zawodnikiem jest. Jednak jestem fanem Rzeczywistości i prawdy, z nią związanej. Pewnie rodzi się pytanie „Jak byś się zachowywał, gdybyś sam znalazł się w takiej sytuacji?” Moja odpowiedz jest prosta. W moim słowniku nie ma  miejsca na gdybanie. Jestem przygotowany na wszystko i gotowy na nic. Wystarczy tylko wierzyć, że Życie jest piękne takie jakie jest i nie ma co budować osądów na wszystkie tematy, a raczej się im przyglądać. One więcej nam powiedzą o nas samych niż nam się wydaje.
Z miłości do życia i ludzi Leszek

Agresja i agresywność

Moim największym autorytetem trenerskim, od zawsze, lub odkąd pamiętam, jest Phil Jackson. Fanom koszykówki postać znana. Tym, którzy nie wiedzą podpowiem, że jest to najbardziej utytułowany trener ze wszystkich trenerów NBA. Zawsze żywiłem do tego faceta dobre uczucia. Zawsze imponował mi jego sposób bycia, opanowanie ponad wszystko. W chwilach trudnych zawsze zachowywał się tak jakby mało istotne było to co się wydarzyło przed chwilą. Nie wiedziałem skąd ta siła. Kiedy z mojego doświadczenia wynikało, że to jest zaprzeczenie temu czego świadkiem byłem do tej pory. Wszyscy pozostali trenerzy biegali, krzyczeli,  panikowali a on jak niby nigdy nic stał spokojnie przy bocznej linii i obserwował. Wtedy kiedy trzeba brał czas i to co najbardziej ciekawe pozwalał zawodnikom ,,przedyskutować” problem, a jak już się głowy ochłodziły wkraczał do akcji. Nie musze nikomu przypominać, że ma 11 pierścieni mistrzowskich. W czym tkwi fenomen tego człowieka? Na tak zadane pytanie odpowiedz zawsze się pojawia.
Na obóz do Zamościa przed sezonem 2010/2011 zabrałem ze sobą trzy książki. Jedną z nich była pierwsza książka, którą miałem przeczytać w języku angielskim ,,Sacred Hoops” Phila Jacksona z końcówki lat 90tych. Dziś wiem, że powinna być to obowiązkowa pozycja w biblioteczce każdego trenera. Nie ma w niej mowy o zagrywkach, nie ma w niej mowy o treningu jaki stosowali w Chicago Bulls. Jest to wszystko czym różni się geniusz od wybitnego trenera. Jest to opowieść o człowieku, który kroczy drogą rozwoju duchowego i część z tej wiedzy przekazuje swoim podopiecznym. Opisuje w niej jak ważny jest w zespole każdy członek, począwszy od trenera, przez asystentów po dwunastego zawodnika w drużynie. Jest w niej wiele ciekawych zagadnień, do których będę odnosił w następnych wpisach. Dziś zatrzymam się na jednym z najważniejszych jeżeli chodzi o grę, a mianowicie różnica między agresywnością a agresją. Dlaczego właśnie to?
Wszystko czego nauczam najpierw doświadczam na sobie, ale tym razem nie będę opisywał siebie. Skupię się na zupełnie kimś innym. Życie pisze najlepsze scenariusze. Wczorajszego popołudnia graliśmy mecz z GKS Tychy. Lubię obserwować ludzi i ich zachowania, a już jak dostajesz informację od Życia na co masz zwrócić szczególną uwagę to dziękujesz za doświadczenie. Na przedmeczowej rozgrzewce przy jednej ze zbiórek a raczej przy wsadzie Jarka, jego ręka wylądowała na mojej twarzy. Przyznam szczerze – zabolało. Mój błąd można by rzecz za blisko stałem, zero złości. Jednak zastanawiające było to, że Mokry zrzucił pełną odpowiedzialność na mnie mówiąc ,,Nie moja wina”, absolutnie tak zgodziłem się. Dziś podbite oko przypomina mi o tym, by nie stać pod koszem. Jednak wyczułem dużą złość i agresję w jego zachowaniu. Jest to znak, przypatrz się temu bardziej. Mecz toczył się swoim rytmem, różnie, sinusoidalnie. Jednak moja koncentracja była skierowana na przyglądanie się ,,Luźnemu”. Przyznam, że zawsze w nim widziałem młodego siebie. Nieokrzesanego, walecznego, nie miejącego respektu dla przeciwnika zawodnika, którego zawsze na boisku jest pełno. Jest tylko jedno ale, ta agresja. Agresja skierowana na zewnątrz, jak kipiący lawą wulkan, który niesie za sobą śmierć i zniszczenie. Niszczy po drodze wszystko, nie zważa na nic co przed nim. Jak walec nie mający żadnych zahamowań. Złość kipiąca ze wszystkich porów ciała. Wiele lat nie mogłem sobie z tym poradzić, jeszcze w wieku 28-30 lat zdarzało mi się być chodzącą agresją. Z czasem człowiek uczy się sobie z tym poradzić. Luźnemu od pięciu lat proponujemy różne warianty zachowań by przemienił tą destrukcyjną siłę w coś kreatywnego. I tu przyszedł z pomocą Phil. Czytając o różnicach między agresją a agresywnością wiedziałem, gdzie popełniłem błędy, teraz wiem gdzie popełnia je Jarek. Kiedy w głowie rodzi się niezgodny obraz mnie samego z napotkaną rzeczywistością zaczyna rodzić się agresja. Chęć udowodnienia, że to Życie się myli. Wtedy wkładamy w to wszystko maksimum siły, chcemy za wszelką cenę dowieść swojej racji i niestety zaczynamy działać przeciwko sobie, a jak jesteś członkiem zespołu, zaczynasz zwalczać zespół. Miałem możliwość dość długiego przypatrywania się Luźnemu w czasie meczu i widziałem jak nie potrafi się przełamać, widziałem jak wszedł w ciemną uliczkę i nie znał z niej wyjścia. Widziałem jak bije się z sobą uderzając w swój własny zespół a ulubioną frazą było „Nie moja wina”. Brak odpowiedzialności za swoje czyny to kolejny objaw agresywnego zachowania, wszyscy są źli tylko ja jestem perfekcyjny. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego widząc to wszystko nie zareagowałem?  Kiedy kogoś uczysz dajesz mu pewien zestaw narzędzi, i albo z nich skorzysta albo nie. Tego dnia nie było chęci rozwiązania problemu, była chęć walki pokazania się przez własne JA. Trzeba to przeżyć by zrozumieć. Jestem przekonany, że wczorajszy wieczór nie był udany dla Jarka. Bił się dalej z myślami i pewnie wiele razy zapytał się Dlaczego? Niestety tego dnia nauczyciel był tylko obserwatorem i z wdzięcznością patrzył, że jeszcze wiele pracy przed nim. Agresja nie została zamieniona na agresywność. Agresywność nie ma nic wspólnego z agresją. Nie jest wymierzona w niczyją stronę. To zdrowa część motywacji. To udowodnienie sobie i członkom zespołu, że wykonana praca na treningach dała określony skutek. To szacunek do siebie i przeciwnika, który jest po to by obnażyć nasze błędy byśmy stali się lepsi. Nic poza tym. Mylne postrzeganie tych pojęć jeszcze wielu zawodnikom i trenerom napsuje krwi.
Phil został moim mentorem już dawno, choć dopiero od wakacji więcej się dowiedziałem. Łukasz Cegliński na gazeta.pl, zaraz po tym jak przeczytałem książkę, napisał o geniuszu Phila. Uważność to,  to czym cechuję się dzisiaj. Jeżeli zadaję jakieś pytanie odpowiedz zawsze przychodzi. To również, to czego naucza  Jackson swoich zawodników „Bądź uważny”.
Tak więc Drogi Czytelniku Bądź Uważny.
Z miłości do życia i ludzi Leszek

Trening mentalny

Wyobraźcie sobie grupę sportowców, którzy siedzą wspólnie w okręgu i medytują. Nie wiem, na ile nasz bujną wyobraźnię, ale wiem, że możesz postarać się bardziej i wyobraź sobie grupę najlepszych na świecie sportowców , którzy siedzą w okręgu i medytują. Masz już ten obraz przed oczami, to teraz skup się jeszcze bardziej i użyj swojej wyobraźni i cofnij się do czasów wspaniałych, najlepszych koszykarzy na świecie lat dziewięćdziesiątych, Chicago BULLS. Jak Michael Jordan i spółka siedzą i medytują. Nie możliwe, a jednak  zrób to, bo oni robili to w rzeczywistości. Kiedy Phil Jackson obejmował posadę pierwszego trenera Chicago, zaordynował stworzenie specjalnego pokoju, dla zawodników, w którym mogliby się wyciszyć, posiedzieć w spokoju, rozluźnić się. Wprowadził do treningu trening mentalny, coś czego w ówczesnym sporcie nie było lub też nie był powszechnie stosowany. Phil był znany, w dalszym ciągu jest znany z nietuzinkowego spojrzenia na świat. Jest praktykiem ZEN, jednej z wielu form medytacji, pracy nad sobą, nad tym by stawać się bardziej świadomym. Główną myślą tego nurtu jest „wszystko co nas spotyka, jest najlepszą rzeczą, która nam się przydarza”. Dziś miałem możliwość obejrzenia filmu o twórcy Facebook’a. Film o najmłodszym miliarderze w dziejach świata. Mark Zuckerberg wykorzystał swoją szansę. Film pokazuje, jak narodził się największy na świecie portal społecznościowy. Mark okazał się nad wyraz świadomym i czujnym człowiekiem. Został zaproszony do stworzenia strony dla społeczności Harvardu, jednak pod nazwą Facebook rozwiną ją na to co mamy dziś. Całe życie towarzyskie przeniosło się do sieci. A wszystko zaczęło się w czasie kiedy rzuciła go dziewczyna a on postanowił się zemścić. Może nie było to eleganckie ale ,,wszystko co nas spotyka jest najlepsze co mogło nam się przydarzyć”. Zrozumienie przychodzi po czasie. Tego właśnie naucza Phil. Nawet porażka jest w jakimś stopniu sukcesem, o ile jesteś zorientowany w tym czym się zajmujesz. Przez to, że przegrywasz możesz wyciągnąć wnioski, możesz popracować nad negatywnymi emocjami, które władają w czasie, gdy Ci nie idzie. Jest wiele pożytku z porażki, choć wolę używać stwierdzenia sytuacja do rozwiązania. Przypomnij sobie sytuację, w której uważałeś, że poniosłeś porażkę. Poczuj to, niech jeszcze raz w Tobie zrodzą się emocje, które Tobą targały w tamtym czasie. Teraz zamiast nazywać je porażką, stwierdź, mam sytuację do rozwiązania, pilną sprawę do załatwienia. Jeżeli nazwiesz coś porażką, definitywnie zamykasz sobie drogę dla pozytywnych emocji, musisz bić się z myślami co poszło nie tak. Koncentrujesz się na negatywach. Jeżeli przybierzesz inną postawę zdecydowanie, nastawisz się na poprawę sytuacji, zdaję sobie sprawę, że pojawią się emocje negatywne, ale będą działać na Twoją korzyść, bo w sytuacji do rozwiązania skupiasz się na tym by coś poprawić, masz więcej energii do konstruktywnego działania. Phil uczył swoich zawodników, jestem przekonany, że robi to po dziś dzień, jak pracować nad sobą, a przede wszystkim jak wyciszać umysł. Stąd pokój, do którego zawodnicy przynosili swoje talizmany, coś co uważali, że pomaga im skoncentrować się , stąd w pokoju totemy Indian navaho. Przekazywał im mądrości ZEN, które pozwalają na panowanie nad umysłem. Dziś promuje się wolność finansową. Porozmawiajcie z ludźmi, którzy ją osiągnęli, czy mają spokój umysłu. Zapewniam Was nie mają. Zachęcam wszystkich do osiągnięcia wolności finansowej, ale jeszcze bardziej rozumiem ludzi, takich jak Phil, którzy promują wolność i panowanie nad umysłem. Wszystko jest potrzebne. Ważne jest by być tego świadomym. W Polsce trening mentalny dopiero raczkuje, jesteśmy daleko w tyle za światem sportu. Czas nadchodzi, w którym ludzie zrozumieją, że na najwyższym poziomie przygotowanie fizyczne to 20% a przygotowanie mentalne zawodnika do zawodów to 80%.. Dziwię się, że w Polsce świat biznesu wyprzedza w tej dziedzinie świat sportu. Większość spraw związanych z motywacją zrodziło się w sporcie i zostało zaimplementowane w biznes. W naszym kraju jakoś tak na odwrót. Szkolenia dla firm z zakresu motywacji są na porządku dziennym, wprowadza się trening mentalny dla poprawy sprzedaży towarów i usług. Mam kolegę, który wprowadził dla kadry kierowniczej, czołowej firmy informatycznej, żonglowanie trzema piłeczkami. Cóż to ma wspólnego z treningiem mentalnym? Otóż przez dwudziesto minutowy proces ćwiczenia trzema piłeczkami, a raczej wspólnej pracy lewej i prawej ręki, uzyskuje się synchronizację obu półkul mózgowych. Dla niewtajemniczonych utrzymuje się balans między logiką a kreatywnością. Całe szkolnictwo skupione jest dziś na lewej, logicznej półkuli. Wyniki firmy, od wprowadzenia tego rytuału do dnia powszedniego, wzrosły o 20%. Czy nie jest zastanawiające, że człowiek, który zdobył 11 tytułów mistrzowskich, daje do poczytania swoim zawodnikom książki, fragmenty książek, a potem są omawiane. Wszystko jest treningiem, a trening mentalny w przypadku Chicago Bulls, jak i obecnie Lakersów zapewnił Philowi miejsce wśród najlepszych trenerów NBA.