Czy interesuje mnie sytuacja, w której jestem rzecznikiem jakiś grup społecznych. Nie do końca. Przez ten czas kiedy "odpaliłem" bloga na nowo, chciałem wyrazić tylko swój punkt widzenia, czy to na sprawy, które poruszał Tomas, jak również sprawy w AZS Politechnice Warszawskiej. Moc wpływania na rzeczywistość przerosła moje najszczersze oczekiwania. Do chwili obecnej tego bloga odwiedziło prawie 6000 osób, kiedy w pierwszych 3 miesiącach nie było nawet tysiąca. Zdałem sobie sprawę, że w jakiś sposób wpływam na sposób myślenia ludzi. Jaka jest odpowiedzialność, za taki stan rzeczy, miałem możliwość przekonać się na własnej skórze. Kiedy czujesz odpowiedzialność za własne życie, przejmujesz pełną kontrolę nad nim, w pewnym momencie dochodzi do Ciebie, że tak samo jesteś odpowiedzialny za innych, na których masz wpływ. Pewnie moje filozoficzno - psychologiczne wywody mało kogo interesują, podzielę się jednak przemyśleniami na ten temat. Te 6000 odwiedzin to ilość ingerencji w czyjeś życie za pomocą tego medium. Czułem się odpowiedzialny, za każdego kto to czyta. Każdy czyta to swoimi oczami interpretuje to na swój własny indywidualny sposób. I nie ma w tym nic złego, jak się z czymś nie zgadza , ale problem w tym jeżeli ktoś żyje tylko tym i uznaje to jako jego prawdę. Tu rodzi się odpowiedzialność za to co się puszcza w eter. Zależy mi na tym, by każdy, kto tu coś przeczyta, zastanowił się, czy chce się z tym utożsamić i przyjąć za swoją prawdę, czy odrzucić. Zdecydowanie wolę jak ktoś świadomie czegoś nie przyjmie, niż tylko "bezmyślnie" utożsami się z moją prawdą. Będę to powtarzał za każdym razem, jak tylko dostanę takie informacje. Człowieku nie jest to Twoją prawdą, jest tylko i wyłącznie moją. Przyjmuj ją tylko wtedy gdy Twój wewnętrzny FIREWALL jest włączony. Przez ten czas spotkałem się już z tak różnym feedback - iem, że włos mi się jeży na rękach. Słowa z mojego blogu stały się tematem spotkania z PLK, zostały wykorzystane w artykule w Gazecie Wyborczej, przez co miałem niezliczoną ilość pytań o przyszłość drużyny. Nagle stałem się odpowiedzialny za większą rzeszę ludzi, niż tylko swoja rodzina i drużyna. Stałem się odpowiedzialny za wszystkich Was, którzy to czytacie. Teraz już wiem jak to jest, kiedy masz w ręku narzędzie, którą możesz zrobić wspaniałe rzeczy, ale również możesz zabić. Tak jest z tym blogiem, jest tylko po to by budować nową jakość życia, której możemy doświadczyć. Można pisać wszystko co myśli przyniosą, obrażać wszystkich wkoło, dopiekać jak tylko się da. Tylko w imię czego? Swoich racji, budowania swojego EGO. Proszę bardzo ale WITHOUT ME. Dostrzegłem strach, którego byłem producentem. Ciemna strona wyszła na światło dzienne. Dobrze, że tak niewielka (globalnie) liczba ludzi to przeczytała. Niewielu jest takich ludzi jak ja, którzy przejmują pełną odpowiedzialność za wszystko co nas otacza. Możecie być pewni, że nie będzie tu więcej PUNKTOWANIA kogokolwiek, nie pojawi się tu udowadnianie swoich racji. Za to będą moje filozoficzno - psychologiczne rozważania, które są częścią mnie samego i nie będę udawał, że ich nie ma, by przypodobać się komukolwiek. Są moją pasją, są tym czym była koszykówka 20 lat temu, gdzie nie istniało nic innego. Dziś koszykówka to przyjemność, dojrzała miłość, czas mojej medytacji podczas gry, spotkanie się z innym wymiarem. To co związane z koszem na poziomie administracji to "nie mój cyrk i nie moje małpy". Człowiek uczy się każdego dnia, w każdej chwili, tak jest przynajmniej w moim przypadku, lekcja, której zostałem uczniem jest niesamowicie pouczająca. Życie ludzi przeważnie, kręci się wokół tego co wykonują, są jak Marionetki, tylko myślą, że myślą. Wiedzione jak lemingi na skraj urwiska. Żyją życiem innych ludzi. Uczynienie tego świata w taki sposób mnie nie interesuje, ja uciekłem z krawędzi urwiska i zmierzam pod prąd i czym jestem dalej tym szczęście zaczyna się we mnie odzywać. I kiedy w ostatni piątek, zamiast treningu, uczestniczyłem w kolacji wigilijnej Dobrej Woli, dostrzegłem jak blisko można być szczęścia. Miałem możliwość obcowania z Adą, dziewczynką z zespołem Downa , poruszającej się na wózku. Poznaliśmy się w wakacje. Mimo tak odległego czasu, zapamiętała mnie. Jak tylko spostrzegła, że jestem, nakłoniła mamę by podjechała w miejsce, w którym stałem. W czasie tego spotkania było tyle radości w tym małym człowieku, że w chwili kiedy miała odjechać do domu, wyraziła chęć bym przyjechał na zimowisko. Musiałem się zgodzić, a raczej chciałem, tylko w taki sposób można było ją nakłonić do wyjścia. Radość i szczerość płynąca z takiego spotkania, jak w poprzedni piątek, jest tak duża, że człowiek może nią obdarować wszystkich dookoła i jeszcze mu zostanie. To jest rodzaj szczęścia i radości, o której my wszyscy zapomnieliśmy. Przyjmujemy czyjeś "pierdoły" za prawdę tylko dlatego, że ktoś uważa się za autorytet. Czyjeś myśli stają się prawdą Nas samych a później powtarzamy je.wierząc, że są naszymi. To jest kreowanie rzeczywistości. To do czego człowiek jest zdolny, przez świadomość, którą posiada. Apeluję włącz swój własny FIREWALL. Działaj tak by nikogo nie niszczyć, to wszystko wraca. Świat nie po to jest kulisty, by był. Zawsze co wyrzucisz za siebie, w końcu spotkasz przed sobą. Tylko uderzenie może być o wiele bardziej bolesne. Rozdawaj szczęście i nawet jak jego nie posiadasz, za wiele, to dawaj ile wlezie, a przekonasz się, jak wiele wróci z powrotem do Ciebie. Pojawi się magia życia. I filozoficzno- psychologiczne gatki staną się rzeczywistością. Nie wierz mi sprawdzaj na sobie, już czas.
Pozdrawiam Leszek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz