wtorek, 2 sierpnia 2016

Szpital

Dzisiejsza kontrola stanu moich ramion, po upadku na rowerze, w rodzinnym mieście Augustowie podczas tegorocznego wypadu wakacyjnego, na ulicy Barskiej w Warszawie dała mi wspaniałą możliwość poznania nowego siebie,. Tego, którego ukrywałem już długi czas. W ostatnim poście praktycznie nic nie napisałem o  przemianie wewnętrznej, jaka dokonała się we mnie przez ostatnie lata. Siedząc i czekając na przyjęcie przez lekarza na ostrym dyżurze atmosfera robiła się coraz gęstsza. Ludzie zaczęli wiercić sie na swoich krzsłach. Lekarz, który miał być o 8.30 spóźniał się juz 45 minut. Obok mnie siedział starszy człowiek czytający jakąś gazetę, obok niego siedział dużo młodszy mężczyzna. Nie wiem o co poszło ale nie wiedzieć czemu zaczęli się do siebie odnosić w sposób nieparlamentarny. W pewnym momencie młodszy z nich powiedział, że właśnie wrócił ze Światowych Dni Młodzieży i przesiadając się w bardzo niemiły sposób potraktował tego starszego Pana. Starszy człowiek, który czekał do zupełnie innego gabinetu zwrócił się do młodszego, że jest apostatą, słowo dzisiejszego dnia i nie rusza go to skąd i kim jest ten młody facet. Nie wiedzieć czemu "pielgrzym" w dalszym ciągu zaczepiał tego, jak siebie nazwał w rozmowie profesora historii, na całe szczęście starszy z mężczyzn wszedł do gabinetu i cała sytuacja rozmyła się. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że mogłem zamienić słowo z jednym i drugim i rozwiązać sprawę. Miałem do siebie nawet odrobinę żalu, że tego nie zrobiłem. Ale jak to w życiu bywa dostajesz   kolejną szansę. Po pewnym czasie ten młody mężczyzna, jak się okazało z pewną dysfunkcją nóg, wrócił pod gabinet, do którego miałem już wchodzić. I nagle wychodzi learz i zostawia nas samych przed drzwiami. Zauważyłem, że jest to zapewne kibic Legii, gdyż etui jego telefonu zdradzały ulubione barwy klubowe z herbem klubowym, za to w moich rękach była trzymana płytka z rentgenem połamanych łokci. Widnaiło tam moje nazwisko i tak złapaliśmy temat rozmowy. On znał mnie z zamierzchłych czasów, a mi udało się porozmawiać z nim o klubowej pasji kibicowania, która łaczy jego i mego syna. W pewnym momencie przeszedłem do tematu wcześniejszego zdarzenia. Mówię "dziwię się Tobie, że będąc na tak doniosłym spotkaniu, reagujesz nie w sposób, o którym słuchałeś  przez cztery dni w Krakowie,  Zamiast reagować agresją reaguj miłością. Nie wystarczy czytać nauki Jezusa, ale je wypełniać. Nie będziesz lepszy traktując ludzi w taki sposób, nie otworzysz sobie drzwi do Pana Boga działając złością. Ten człowiek to Twój przyjaciel, który pragnie nauczyć Cię czegoś więcej o samym sobie, byś kroczył drogą miłości i światła. O to w tym wszystkim chodzi" "Wiesz co - odpowiada kiedy szedłem na rentgen o tym samym pomyślałem" Pogadaliśmy jeszcze jakąś chwilę, wszedłem do gabinetu i kiedy wyszedłem po badaniu, przybiłem jeszcze piątkę, a raczej żółwika, zrobilił sobie ze mną selfie i rozeszliśmy się, ja na rentgen on  do gabinetu. Jakie było moje zdziwienie kiedy w oczekiwaniu na zrobienie dodatkowych zdjęć rentgenowskich, w korytarzu pojawił się ten młody człowiek, z rozpromienioną twarzą przyszedł i jeszcze raz  podziękował za spotkanie i przybił żółwia.
Piszę o tym spotkaniu, nie dlatego, by pokazać , jaki jestem święty, bo nie jestem, tylko dlatego, ze dziś robię wszystko co w mojej mocy aby własnie tak działać. Zamiast agresją reagować spokojem a czasami jak mi się uda miłością.Przez ostatnie cztery lata miałem dziesiątki, setki a może tysiące okazji, aby każdego dnia stawać się lepszym. Nie uwierzysz ile razy przez ten czas upadłem, ile razy zwątpiłem w sens pracy nad sobą. Jednak kroczyłem i kroczę dalej w mojej wędrówce do wnętrza siebie , aby "wygonić"z niego ciemność by zrobić miejsce dla światła. Nie wstawię tu umoralniających gadek, że powinieneś lub powinnaś to zrobić. Ty najlepiej wiesz co jest tobie potrzebne i to dostajesz każdego dnia.
Najlepszego.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Spotkanie

Cześć,
to prawie cztery lata kiedy ostatni raz umieściłem jakiekolwiek inforamcje o sobie. Zginąłem dla świata wirtualnego.W tamtym roku wiele zaczęło sie zmieniać. Wrzesień 2012 roku to początek transformacji. Po raz pierwszy miałem próbę porzucenia jedzenia mięsa. Dwadzieścia dwa dni kiedy udało mi się nie jeść swoich współbraci. Wtedy jeszcze tak nie myślałem. Potraktowałem to jako zadanie do wykonaniam, zadane mi przez mojego przyjaciela. Po tym czasie jakoś nie do końca ciągnęło mnie do soczystych wędlin, berlinek itp. W pewnym momencie, pod koniec roku, zdałem sobie sprawę, że po co jeść raz w tygodniu, jak można nie jeść. Potem całe miesiące między jednymi, a drugimi świętami, potem między następnymi i tak od świąt Bożego Narodzenia 2013, od których nie jem już mięsa.
To wszystko było połączone razem z moją przemianą umysłową i duchową. Przez ten czas udałem się do wnętrza swego. Poszedłem na spotkanie z samym sobą..Dziś mam  przekonanie, że nic mnie nie zatrzyma w tej podróży do końca mojej przygody w tym życiu, Jest to najwspanialsza przygoda jaką przeżywam w życiu
Niewielu wie co tak naprawdę działo się w czasie tych czterech lat milczeia. Zabawne w tym wszystkim jest to, że to jeden człowiek przyczynił się do tego, że przestałem pisać. Odrzuciłem coś co bez wątpienia sprawiało mi ogromną frajdę Dotrzymałem obietnicy, aż do dziś. Postanowiłem zrzucić kajdany, w które sam się ubrałem, Zamierzam teraz wyrażać to co czuję, myślę, dzieje się w moim życiu, bo może ktoś będzie miał możliwość spojrzenia na siebie, z zupełnie innej perspektywy, poznania siebie przez pryzmat tego co i o czym piszę.
Do zobaczenia wkrótce.
Leszek