piątek, 23 grudnia 2011

Świąteczna aukcja



Spełnić dziecięce marzenia czyli  „I Świąteczna Aukcja Fundacji Citius Altius Fortius”
Fundacja Citius Altius Fortius organizuje  Świąteczną aukcję, która nie odbyłaby się bez wsparcia  klubów Tauron Basket Ligi oraz Polskiej Ligi Koszykówki Kobiet , gdyż to właśnie one przekazały koszulki z autografami swoich zawodniczek i zawodników.  Nasze aukcje ruszają już w przeddzień Wigilii o godzinie 13.00. Fundacja zaprasza serdecznie wszystkich miłośników koszykówki oraz osoby chcące spełnić małe koszykarskie dziecięce marzenia do udziału w aukcjach, z których dochód zostanie przeznaczony na organizację zajęć sportowych dla najmłodszych. Wszystkie aukcje dostępne są na  portalu aukcyjnym Allegro – konto: fundacja-caf. Biorąc udział w aukcjach to właśnie Ty w ten magiczny czas Świąt możesz pomóc spełnić dziecięce marzenia !!!





W imieniu Michała Kucharskiego Leszek

środa, 21 grudnia 2011

Miłości

Nadchodzi najwspanialszy czas w roku, okres Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Moi drodzy Przyjaciele, wszyscy nimi jesteście, pozwólcie, że podzielę się swoimi przemyśleniami na temat tych wspaniałych dni wieńczących rok. Kończy się rok, to rok wielkich zawirowań, finansowych, gospodarczych, społecznych. Wszystko na poziomie globalnym, jak również indywidualnym.  Każdy z Nas odczuwa to na swój indywidualny sposób. Jak w mitologii "Na początku był chaos". W moim odczuciu stoimy przed wielkimi zmianami dotyczącymi, każdego człowieka na ziemi. Zrozumienie tego co się dzieje przyjdzie za jakiś czas. Kiedy zacznie się wyłaniać nowy porządek. Zmiany, które  odczuwam, zaczynają się na poziomie ducha. Poziom zaangażowania się w sprawy materialne doszedł do  krytycznej masy. Przeciążenie już nastąpiło. Cała materia się sypie.Wszystko co było na niej zbudowane zaczyna się rozpadać. Wszystkie iluzje związane z bezpieczeństwem materialnego życia rozsypują się, jak zamki z piasku. Wiem, że ma to sens i jest pewnym sposobem leczenia naszych zbolałych dusz, które przylgnęły za mocno do materii i następuje ich oderwanie. Dlatego wszystko dookoła rozpada się. Cały porządek tego świata przeobraża się. Jest to dość gorzkie lekarstwo, ale niestety potrzebne. Kiedy przełkniemy tę pigułkę i zrozumiemy, że świat zbudowany na materii to tylko kolos na glinianych nogach, zaczniemy proces leczenia całego naszego życia. 
W tym wspaniałym okresie Życzę wszystkim moim Przyjaciołom, do których Ty też się zaliczasz, bez względu na to, czy mnie znasz czy nie,czy mnie lubisz czy nie, byś przy Wigilijnym Stole zapomniał o waśniach i sporach,odłożył na bok wszystkie sprawy z życiem doczesnym. Na swój własny sposób zwrócił się  z dobrym słowem do swoich bliskich, wybaczył im wszystko co było "złe", byś wspomniał Tych, którzy odeszli w czasie  ostatnich 365 dni. Życzę Wam byście poczuli w swych sercach jak najwięcej miłości, szczególnie do tych, którzy w jakimś stopniu Was skrzywdzili i spojrzeli na nich przychylnym okiem. Niech w Dniach Bożego Narodzenia, zamiast grającego telewizora, pojawi się rozmowa, wspólne spędzanie czasu. Niech promyk miłości tlący się w Naszych sercach rozpali się w prawdziwy żar. Niech prezentem będzie uśmiech Naszych najbliższych. Świat pędzi i w Boże Narodzenie możemy go zwolnić. Możemy cieszyć się z bycia ze sobą, radować się świątecznymi frykasami. 
W Nowym Roku życzę Wam byście mieli jak najwięcej Miłości. Wszystko z niej powstaje. Wszystko jest zrodzone z miłości. Jak to zrozumiesz mój Przyjacielu to, po pierwsze będziesz zdrowy, po drugie: będziesz miał zawsze wszystkiego pod dostatkiem. 
Do kibiców koszykówki. Niech ten rok przyniesie Wam jeszcze więcej radości z Waszych pupili, Niech nastanie lepszy czas dla tego wspaniałego sportu. 
Wszystkiego Najlepszego Wasz Przyjaciel Leszek

czwartek, 15 grudnia 2011

Problem - Reakcja - Rozwiązanie

Po pierwsze: bez wątpienia pojawił się problem. Po drugie: trzeba reagować i po trzecie: trzeba znaleźć rozwiązanie tego problemu. Jakiś czas temu zafascynowany byłem spiskową teorią dziejów. W szczególności do gustu przypadł mi David Icke. Jego głównym mottem jest Problem-Reaction-Solution i walka z Nowym Porządkiem Świata. Bardzo podoba mi się idea problem - reakcja - rozwiązanie, w przypadku AZS Politechniki Warszawskiej. Na szczęście nie ma tu (mam nadzieję) nic wspólnego ze spiskiem. Tylko chcę dopasować to hasło do naszej sytuacji. Skupię się na samej koszykówce, bo "koszula bliższa ciału". Wczorajszy mecz z AZS Koszalin pokazał, że jest problem. Katastrofalna gra całego zespołu, pomimo maksymalnego zaangażowania, uwidoczniła, że  czas się przebudzić ze snu jakim jest idea gry samymi Polakami. Choć sam jestem orędownikiem takiej myśli, to jednak w ekstraklasie już niewystarczającej (w tym momencie). Kiedy w zeszłym roku w I lidze pewne braki można było ukryć, tak teraz są one obnażane w każdym kolejnym meczu. Widzę jak jeszcze nie dorośliśmy mentalnie do tego poziomu. Kiedy pojawia się najmniejsza szansa na zwycięstwo, strach przed jego osiągnięciem paraliżuje. Tak jakby było coś do stracenia.  Przypomina mi się pierwszy sezon w Polonii2011 i Andrzej Paszkiewicz, chłopak o odmiennym kolorze skóry. Większość chłopaków nie miała jeszcze możliwości grać przeciwko czarnoskórym zawodnikom i wtedy pojawił się właśnie On i pokazał, jaki wpływ na poczynania przeciwników ma jego "odmienność". Sparaliżowani strachem pozwoliliśmy piaseczyńskiemu zawodnikowi rzucić 36 punktów ( jeżeli się pomyliłem, to przepraszam, jednak było tego dużo). Jestem w stanie postawić tezę, ze właśnie to, iż Andrzej ma taką karnację sprawiło, że strach zawładnął głowami polonijnych zawodników i nie byli w stanie grać przeciwko niemu normalnie. Teraz, co po niektórzy zawodnicy, stykają się po raz pierwszy z graczami czarnoskórymi. Nagle dewaluują swoja wartość, bo pojawia się ktoś kto, może, ale nie musi, być lepszym od nich. Blokady, które zakładają sami sobie są tak mocne, że nie są w stanie pokonać więzów skrępowania i grać jak równy z równym. Po drugie kiedy już zwiążesz sobie ręce nie jesteś w stanie percypować wszystkiego tak jak należy. Wtedy jest się ułamek chwili za akcją. I niestety ten ułamek decyduje o wygranej lub porażce.

Dziś otwierając swoją pocztę elektroniczną natknąłem się "przez przypadek" na cytat:

   Szaleństwem jest robić coś jak dotychczas i oczekiwać innych efektów.

Tu dochodzimy do reakcji. Jaka jest sami widzimy. 10 porażka z rzędu. Spuszczone głowy wyrażają wszystko. Deja vu. Powtarza się sytuacja sprzed dwóch lat,kiedy Polski skład wygrał pięć meczy w lidze i z niej spadł. Tu tego problemu nie ma, bo nie ma spadków. Scenariusz grania samymi Polakami już został zrealizowany. Czas na napisanie nowego. Rozwiązanie. W sytuacji organizacyjnej, w jakiej znajduje się klub, trudno doszukiwać się możliwości wzmocnień. Dlaczego jest to potrzebne? Po pierwsze i najważniejsze, rozwój tej utalentowanej młodzieży w dużej mierze zależy od tego z kim trenują. Jeżeli  każdego dnia mają możliwość rywalizowania z lepszymi od siebie, podnoszą swoje umiejętności. Dostosowują się do poziomu. W tej chwili, taką możliwość mają tylko podczas meczów. Niestety to jest za mało. Na poziomie psychiki, są w stanie szybciej dorosnąć do ekstraklasy. Obecność kogoś "lepszego" od nich samych, zdjęłaby też ciężar odpowiedzialności, który sobie nałożyli na plecy. Pozwoliłoby to odetchnąć, nabrać znów powietrza w płuca. Kiedy wczoraj wracałem po meczu myślałem, jak pomóc w tak trudnej sytuacji, w jakiej wszyscy jesteśmy? Jedna z myśli jaka pojawiła mi się w głowie, to rozwiązanie kontraktu. Dlaczego? W dniu, w którym opuściłbym zespół zaoszczędzone pieniądze, można by wydać na zawodnika, który dałby tej drużynie nową jakość. Jeżeli są pieniądze na mój kontrakt, to można je spożytkować na innego zawodnika. Wszyscy moi przyjaciele wiedzą, że zespół stawiam ponad siebie. Tylko i wyłącznie dobro zespołu to mój priorytet.  Jeżeli nie można znaleźć pieniędzy w inny sposób może to co na mnie przeznaczone starczy na kogoś innego. Nawet na takie rozwiązanie jestem gotowy. Jeszcze jakiś czas temu,trząsłbym się ze strachu o moją przyszłość, dziś wolę się poświęcić i w taki sposób pomóc. Czasami taki ruch doda nowej energii, wpompuje  nową krew do krwiobiegu, zreanimuje  pacjenta, by na nowo mógł funkcjonować. Wszystko przed nami i tak jak słowa powyżej Szaleństwem jest robić coś jak dotychczas i oczekiwać innych efektów, tak czas na akt szaleństwa w innej postaci. Kto jak kto ale czuję się odpowiedzialny za tych moich PRZYJACIÓŁ i ich rozwój. Jeżeli będzie taka potrzeba to się poświęcę. Nie ma problemu. Tylko nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie. Kto jest w stanie zrobić to samo? Poświęcić się dla zespołu i tego sportu. Tak by koszykówka w Warszawie trwała, a nawet zaczęła zmieniać trend na wzrostowy. Już za chwilę ten piękny sport może przestać istnieć na kulturalnej mapie stolicy. Przyjdzie już tylko pasjonowanie się, NBA i rodzimym basketem, na szklanym ekranie. Kibic w Warszawie jest wymagający, chce wszystkiego co najlepsze. Chce walki o medale. Idea szkolenia w takiej formie już się wyczerpała. Można do niej wrócić za parę lat, gdy ta młodzież stanie się doświadczona, ukształtowana w 100%, wzmocniona o konkurencyjnych Polaków, wtedy podejmie walkę o wyższe cele.  Czas zacząć myśleć o budowie profesjonalnej potęgi. Jeżeli będzie dobry pomysł i zdrowa idea, to kasa się znajdzie. Do tego trzeba wielu mądrych głów, integracji, a przede wszystkim zaangażowania. 
Pozdrawiam Leszek

poniedziałek, 12 grudnia 2011

FIREWALL

Czy interesuje mnie sytuacja, w której jestem rzecznikiem jakiś grup społecznych. Nie do końca. Przez ten czas kiedy "odpaliłem"  bloga na nowo, chciałem wyrazić tylko swój punkt widzenia, czy to na sprawy, które poruszał Tomas, jak również sprawy w AZS Politechnice Warszawskiej. Moc wpływania na rzeczywistość przerosła moje najszczersze oczekiwania. Do chwili obecnej tego bloga odwiedziło prawie 6000 osób, kiedy w pierwszych 3 miesiącach nie było nawet tysiąca. Zdałem sobie sprawę, że w jakiś sposób wpływam na sposób myślenia  ludzi. Jaka jest odpowiedzialność, za taki stan rzeczy, miałem możliwość przekonać się na własnej skórze. Kiedy czujesz odpowiedzialność za własne życie, przejmujesz pełną kontrolę nad nim, w pewnym momencie dochodzi do Ciebie, że tak samo jesteś odpowiedzialny za innych, na których masz wpływ. Pewnie moje filozoficzno - psychologiczne wywody mało kogo interesują, podzielę się jednak przemyśleniami na ten temat. Te 6000 odwiedzin to ilość ingerencji w czyjeś życie za pomocą tego medium. Czułem się odpowiedzialny, za każdego kto to czyta. Każdy czyta to swoimi oczami interpretuje to na swój własny indywidualny sposób. I nie ma w tym nic złego, jak się z czymś nie zgadza , ale problem w tym jeżeli ktoś żyje tylko tym i uznaje to jako jego prawdę. Tu rodzi się odpowiedzialność za to co się puszcza w eter. Zależy mi na tym, by każdy, kto tu coś przeczyta, zastanowił się, czy chce się z tym utożsamić i przyjąć za swoją prawdę, czy odrzucić. Zdecydowanie wolę jak ktoś świadomie czegoś nie przyjmie, niż tylko "bezmyślnie" utożsami się z moją prawdą. Będę to powtarzał za każdym razem, jak tylko dostanę takie informacje. Człowieku nie jest to Twoją prawdą, jest tylko i wyłącznie moją. Przyjmuj ją tylko wtedy gdy Twój wewnętrzny FIREWALL jest włączony. Przez ten czas spotkałem się już z tak różnym feedback - iem, że włos mi się jeży na rękach. Słowa z mojego blogu stały się tematem spotkania z PLK, zostały wykorzystane w artykule w Gazecie Wyborczej, przez co miałem niezliczoną ilość pytań o przyszłość drużyny. Nagle stałem się odpowiedzialny za większą rzeszę ludzi, niż tylko swoja rodzina i drużyna. Stałem się odpowiedzialny za wszystkich Was, którzy to czytacie. Teraz już wiem jak to jest, kiedy masz w ręku narzędzie, którą możesz zrobić wspaniałe rzeczy, ale również możesz zabić. Tak jest z tym blogiem, jest tylko po to by budować nową jakość życia, której możemy doświadczyć. Można pisać wszystko co myśli przyniosą, obrażać wszystkich wkoło, dopiekać jak tylko się da.  Tylko w imię czego? Swoich racji, budowania swojego EGO. Proszę bardzo ale WITHOUT ME. Dostrzegłem strach, którego byłem producentem. Ciemna strona wyszła na światło dzienne. Dobrze, że tak niewielka (globalnie) liczba ludzi to przeczytała. Niewielu jest takich ludzi jak ja, którzy przejmują pełną odpowiedzialność za wszystko co nas otacza. Możecie być pewni, że nie będzie tu więcej PUNKTOWANIA kogokolwiek, nie pojawi się tu udowadnianie swoich racji. Za to będą moje filozoficzno - psychologiczne rozważania, które są częścią mnie samego i nie  będę udawał, że ich nie ma, by przypodobać się komukolwiek. Są moją pasją, są tym czym była koszykówka 20 lat temu, gdzie nie istniało nic innego. Dziś koszykówka to przyjemność, dojrzała miłość, czas mojej medytacji  podczas gry, spotkanie się z innym wymiarem. To co związane z koszem na poziomie administracji to "nie mój cyrk i nie moje małpy". Człowiek uczy się każdego dnia, w każdej chwili, tak jest przynajmniej w moim przypadku, lekcja, której zostałem uczniem jest niesamowicie pouczająca. Życie ludzi przeważnie, kręci się wokół tego co wykonują, są jak Marionetki, tylko myślą, że myślą. Wiedzione jak lemingi na skraj urwiska. Żyją życiem innych ludzi. Uczynienie tego świata w taki sposób mnie nie interesuje, ja uciekłem z krawędzi urwiska i zmierzam pod prąd i czym jestem dalej tym szczęście zaczyna się we mnie odzywać. I kiedy w ostatni piątek, zamiast treningu, uczestniczyłem w kolacji wigilijnej Dobrej Woli, dostrzegłem jak blisko można być szczęścia. Miałem możliwość obcowania z Adą, dziewczynką z zespołem Downa , poruszającej się na wózku.  Poznaliśmy się w wakacje. Mimo tak odległego czasu, zapamiętała mnie. Jak tylko spostrzegła, że jestem, nakłoniła mamę by podjechała w miejsce, w którym stałem. W czasie tego spotkania było tyle radości w tym małym człowieku, że w chwili kiedy miała odjechać do domu, wyraziła chęć bym przyjechał na zimowisko. Musiałem się zgodzić, a raczej chciałem, tylko w taki sposób można było ją nakłonić do wyjścia. Radość i szczerość płynąca z takiego spotkania, jak w poprzedni piątek, jest tak duża, że człowiek może nią obdarować wszystkich dookoła i jeszcze mu zostanie. To jest rodzaj szczęścia i radości, o której my wszyscy  zapomnieliśmy. Przyjmujemy czyjeś "pierdoły" za prawdę tylko dlatego, że ktoś uważa się za autorytet. Czyjeś myśli stają się prawdą Nas samych a później powtarzamy je.wierząc, że są naszymi. To jest kreowanie rzeczywistości. To do czego człowiek jest zdolny, przez  świadomość, którą posiada. Apeluję włącz swój własny FIREWALL. Działaj tak by nikogo nie niszczyć, to wszystko wraca. Świat nie po to jest kulisty, by był. Zawsze co wyrzucisz za siebie, w końcu spotkasz przed sobą. Tylko uderzenie może być o wiele bardziej bolesne. Rozdawaj szczęście i nawet jak jego nie posiadasz, za wiele, to dawaj ile wlezie, a przekonasz się, jak wiele wróci z powrotem do Ciebie. Pojawi się magia życia. I filozoficzno- psychologiczne gatki staną się rzeczywistością. Nie wierz mi sprawdzaj na sobie, już czas.
Pozdrawiam Leszek

czwartek, 8 grudnia 2011

Co dobrego z tego wyniknie?

Od momentu rozpętania się burzy wokół zespołu, zacząłem zastanawiać się jakie dobre rzeczy wynikną z tego całego bałaganu? Odzew, podejrzewam przeszedł wszelkie oczekiwania. Przez chwilę byliśmy na "ustach koszykarskiej" Polski. Dziś zastanowię się nad korzyściami płynącymi z tej manifestacji, nie tylko na poziomie zespołu, ale całej ligi oraz sportu w ogóle. 
Stało się jasne, że zespół pokazał, że ma charakter, nie tylko na boisku,ale również poza nim.Poszczególni zawodnicy zobaczyli, że czasami trzeba sięgnąć po takie rozwiązania, kiedy nie widać możliwości innego.Stali się mocniejsi psychicznie. Uwierzyli, że mogą wyrazić swoje niezadowolenie, nie narażając się na krytykę, z każdej możliwej strony. 
Na poziomie organizacji AZS Politechniki Warszawskiej, może nastąpić zmiana jakościowa w organizacji. Lepszy będzie przepływ informacji między poszczególnymi sekcjami, a zarządzającymi. Planowanie finansów będzie oparte na twardych danych. Wydaje się  tyle ile się ma  i jeszcze coś zostaje. Podpisuje tylko takie kontrakty, na które ma pokrycie w cash -u. 
Na poziomie ligi. Przede wszystkim zarządzający powinni zastanowić się nad wprowadzeniem raportowania przez kluby wykonania budżetu. Zamiast wprowadzonych gwarancji, może taka forma  usprawni funkcjonowanie klubów i w zdecydowanie lepszym wymiarze będzie to na korzyść ligi. Dlaczego? Liga jako organizująca rozgrywki,musi dbać o swój wizerunek, wgląd w zarządzanie finansami przez ligę pozwoli jej na szybkie reakcje. Załóżmy, że taki klub jak AZS PW, raz w miesiącu raportuje do ligi o przychodach i kosztach. Nagle okazuje się, że koszty funkcjonowania są zdecydowanie większe jak przychody (zapala się żółte światełko).  Gwarancje wpłat sponsorskich nie pokrywają się, z założeniami i wzrasta ryzyko niewypłacalności, liga może zareagować natychmiast. To jest biznes, nie ma  miejsca na koleżeństwo. Podejrzewam, że stworzenie takiej komórki w organizacji nie byłoby kosztowne. (Może już istnieje, może nie mam informacji o tym. Może kluby muszą to robić. Jak tak jest to egzekwowanie przepisów nie działa. Skupiam się na tym jakby nie było takich narzędzi w PLK.) Daje to lidze możliwość wprowadzenia planu naprawczego w zespole z problemami. Jak można to rozwiązać, wykracza to poza moje kompetencje, zostawiam to głównodowodzącym. Dobre połączenie gwarancji i raportowania może przyczynić się do poprawy jakości na poziomie biznesu. Na poziomie wizerunkowym, sytuacja z poprzedniej niedzieli i S.O.S,nie miałaby prawa zaistnieć, ponieważ liga wiedziałaby co dzieje się w klubach i dużo wcześniej reagowałaby., wprowadzałaby jakieś plany naprawcze. 
Koszykówka jako towar, jest na sprzedaż i to jak sprzeda się ten cukierek zależy dosłownie od wszystkich. Od zawodników, przez włodarzy klubowych, właścicieli ligi, kibiców, dziennikarzy,piszących o tym sporcie i telewizji ją pokazującej.  
Reprezentujący tą dyscyplinę mogą wpłynąć na sport w ogóle. Dobrze prowadzony biznes to łakomy kąsek dla tych,którzy chcą aby ich portfel spółek powiększył się o jeszcze jedną. Cukierek, którym może się stać koszykówka, może być ładnie zapakowany i dobrze smakować, jednak do tego potrzeba pracy całego środowiska. 

Trochę z innej bajki, ale nie chce mi się otwierać nowego posta. Nie wiem jak jest to w innych miastach, ale Warszawa w moim odczuciu to ewenement na skalę Polski. Na terenie Warszawy są dwie hale widowiskowo - sportowe, Torwar i Arena Ursynów. Jakoś to do mnie nie docierało, a może nie chciałem tego usłyszeć, że Klub AZS Politechnika Warszawska musi płacić z góry za wynajęcie Torwaru. Zastanawiające jest to, że dziś raczej płaci się za wykonanie usługi. Zaliczkuje się, lub zadatkuje i dopłaca się do faktury po zakończeniu. Jeżeli wycofuję się z usługi, to albo tracę zadatek lub zaliczka jest zwracana, kwestia dogadania. Dziś Torwar dyktuje warunki, bo nie ma konkurencji na terenie Warszawy i każe sobie, z góry, płacić olbrzymie pieniądze. To działa na szkodę takiej organizacji jak AZS Politechnika Warszawska, gdyż z braku innych możliwości musi korzystać z usług Torwaru. Do tego dochodzi jeszcze to, iż Torwar nie należy do miasta tylko Centralnego Ośrodka Sportu i wszystkie pieniądze zasilają tą jednostkę budżetową. Teraz już rozumiem ideę budowy hali widowiskowo - sportowej dla Warszawy. Przecież wzmacniając konkurencyjność w stolicy można spokojnie zarabiać na wynajmie, jak również pomagać w tworzeniu dobrej jakości sportów halowych w mieście. Może jakieś okoliczności istnieją, które przemawiają za tym by tej hali nie budować, oprócz finansowych oczywiście.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Problemy

Jest grudzień  poprzedniego roku, zaczynają się problemy z płynnością w spółce. Jednak siłą rozpędu jedziemy po awans. Mecz za meczem walczymy o zwycięstwo i powrót do elitarnego grona zespołów ekstraklasy. Mijają miesiące, zespół w rozsypce fizycznej łatwo przechodzi kolejne rundy play-off. Nadchodzi końcówka kwietnia i staje się. Grupa bliskich sobie ludzi cieszy się, jak dzieci, na parkiecie w Łańcucie. W szatni oznajmiam, że mocno zastanawiam się nad zakończeniem kariery. Potem jest dwumecz z ŁKS-em. Problemy z płynnością są już coraz bardziej dotkliwe. Czerwiec, lipiec to sezon ogórkowy, nic się nie dzieje. Cała kadra kierowniczo - trenerska jest z kadrami na różnym poziomie. Postanawiam zagrać ostatni sezon w PLK.Pożegnać się,jako zawodnik w 13 sezonie  gry w ekstraklasie a 20 jako zawodowca, czyli od pierwszego sezonu, w którym byłem opłacany. Następuje sierpień, przygotowujemy się na obozie w Olsztynie, potem gry kontrolne, które pokazują, że za mocni nie jesteśmy. Rusza liga, a my dalej mamy zaległości jeszcze z poprzedniego sezonu. I jest pierwsza runda. Zastanawiałem się nad oceną, z perspektywy, już rozegranej całej rundy. Zawsze zaczynam od siebie. Jest  to najgorszy czas w mojej karierze w Warszawie. Liczba baboli spod kosza jest masakryczna, ilość dobrych minut na parkiecie bardzo mała. Skuteczność średnia, zbiórki w normie, reszta poniżej moich oczekiwań. Nie ośmielę się na ocenę moich kolegów z imienia i nazwiska, bo od tego jest trener. U każdego widzę milowy postęp w graniu. Obnażane są natomiast nasze braki, przez zawodników z wyższego poziomu. Dobrze, że tak się dzieje, bo daje to możliwość rozwoju. Pierwszy miesiąc, to nadspodziewanie dobry wyniki dwa wygrane mecze na wyjeździe. 4000 km w autokarze w 3 tygodnie robi swoje. Przychodzą blamaże z PBG Basket Poznań i Śląskiem Wrocław. Tu zaczyna się kryzys, który trwa do dziś. I nie chodzi o to, że jesteśmy słabi. Choć i tak można powiedzieć i będzie zgodne to z prawdą. Tylko jest jeszcze ta część, która jest niewidoczna. Zdemolowana głowa. Ten cichy głos pomocy wyrażony przez trenera i zespół na konferencji po meczu w Sopocie,ukazuje ciemną stronę sportu. Stronę, z którą nie stykają się kibice. Ocenom, z perspektywy kibica, w ogóle się nie dziwię. Znam prawdę trochę inną. Patrząc globalnie, będąc szczerym do bólu, ten zespół nie ma prawa istnieć. Wciąż jednak jest i wychodzi na parkiet z myślą o wygranej. Walczy, choć nie ma szans, na pomyślny wynik. I nie dlatego, że nie chce. Dlatego, że nikt nie wspiera tej garstki ludzi. Talent to nie wszystko. Zaangażowanie i chęć do pracy to za mało. Jest jeszcze pozasportowa część, która jeszcze bardziej kuleje niż sama gra. Destrukcja głowy następuje bardzo szybko, naprawa wymaga zdecydowanie większego nakładu sił i czasu. Nie ma siły jeżeli zawodnik, który z czterech pensji, dostaje jedną, czyli, jak ma w kontrakcie 4000 zł tzn. w tym czasie zarobił 1000 zł na miesiąc, nie zdemolował swojej psychiki. Fakty są druzgocące. Praca za 1/4 pensji. Kto o zdroworozsądkowym podejściu do życia przychodzi każdego dnia na trening, do pracy, nie wiedząc, czy dostanie to na co się umówił z pracodawcą? Tak 13 ludzi, którzy byli razem na konferencji prasowej w Sopocie to robi. Czy to coś zmieni? Nie jestem przekonany. Czy można w ten sposób coś zyskać? Ten zespół już zyskał. Pokazał, że bez względu na wszystko są razem do końca. Sprzątają cały ten bałagan zrobiony gdzieś wyżej. Są cichymi bohaterami, w swoich głowach. Musieli pokonać swoje bariery i ograniczenia by wyjść tam i pokazać, że trzymają się razem. Tak buduje się zespół, a nawet liderów. Piszę w trzeciej osobie, choć w pełni utożsamiam się z zespołem. Oni już są liderami. Pokazali, że można wyjść i nic nie mówiąc przekazać, że nie wszystko jest ok. Czy zmieni się sytuacja? Nie mam pojęcia. Jeżeli miałby pojawić się w klubie sponsor, już by był. Sponsora nie znajduje się poprzez takie manifestacje. Sponsora się zachęca do tego, w inny sposób. Wierzę, że są mądrzejsi i skuteczniejsi ode mnie w tym temacie. Każdy z tej 13 ludzi znajdzie sobie miejsce w życiu. Teraz jest tylko nauka. Nauka jak stać się przewodnikiem, liderem. Potem przyjdzie sprawdzian z podobnej sytuacji. Skąd to wiem. Dla tych, którzy nie pamiętają. Jestem jedynym zawodnikiem, który przeżywa podobną sytuację po raz trzeci. Najpierw w Słupsku, potem w Polonii, teraz w AZS - ie. Za każdym razem była inna reakcja. W pierwszej uciekłem z klubu, uciekając od problemu. W Polonii zostałem skończyło się katastrofą finansową, a jeszcze bardziej emocjonalną. Nerwy, które temu wszystkiemu towarzyszyły okazały się,w moim przypadku, uzdrawiające. No i mamy sytuację obecną. Teraz nie ma nerwów. Przekonany jestem, że przeżywam taką sytuację ostatni raz. I jestem za to wdzięczny. Oczywiście nie odpuszczę wypracowanych faktur.Będę zabiegał o odzyskanie należności, do czasu kiedy je otrzymam.Ta wspaniała lekcja powoli dobiega końca. Nie wiem czy przetrwamy do końca sezonu. Niech organizacyjny bałagan sprzątają Ci, którzy są za niego odpowiedzialni. Nam zawodnikom pozostaje grać, wykonywać swoje zadania, każdego dnia coraz lepiej.Kończąc zacytuję słowa, które miałem wypisane na karteczce naklejonej na kierownicy(dwa lata) samochodu, wtedy kiedy zaczynałem kształtować się na nowo jest to ZEN w czystej postaci "wszystko co nas w życiu spotyka, jest najlepszą rzeczą, która może nam się przydarzyć". Problemy pojawiają się wtedy, kiedy mamy w sobie wszystkie narzędzia, aby je rozwiązać. Poszukać trzeba tylko gdzieś w sobie. 
Dziękuję i choć wszystko nie jest ok, z mojej perspektywy rzeczywiście wszystko jest ok.Trochę to pogmatwane, jednak wierzę, że z tego urodzi się coś dobrego.
Pozdrawiam Leszek

niedziela, 4 grudnia 2011

Bądź gotów

Jest 1.30 nad ranem w poniedziałek, właśnie wróciłem do domu, po mało emocjonującym (widza)meczu. Polegliśmy z kretesem. Jednak to jest tylko mała część tego co widzieli kibice. Wszystko zaczęło się już w sierpniu, a może jeszcze wcześniej. Może już w grudniu, poprzedniego roku. A może jeszcze wcześniej. Kryzys przychodzi niepostrzeżenie. Masz fajnie prosperującą firmę (a miałem), wszystko układa się super. Obroty są na świetnym poziomie, osiąga się pewne apogeum tj. zaczyna przejadać się zyski. Konsumuje się, żyjąc w przekonaniu, że dalej też tak będzie. Nie bierze się pod uwagę, uwarunkowań rynkowych, tylko się przejada, to z czego później można utrzymać firmę na powierzchni. I myślę, że stąd to powiedzenie, że "ryba psuje się od głowy". To zarządzający, ulegają przekonaniu, popadają w pychę, że dalej to już tylko z górki. I pewnego dnia okazuje się, że nie ma już czego konsumować, jest tylko dokapitalizowanie działalności, wpompowywanie własnych pieniędzy, wierząc, że zła passa się odwróci. Aż nadchodzi dzień, w którym podejmujesz decyzję, że albo sprzedajesz, albo zamykasz firmę. Teraz już jestem zmęczony i czas iść spać obowiązki rodzicielskie, nie pozwalają mi na dalsze rozwinięcie tematu. Bądź gotów na więcej już wkrótce....

czwartek, 1 grudnia 2011

Brawo

I tak można budować nowe środowisko w koszykówce. Po tym, jak mój wpis skierowany do trenera Pacesasa narobił wiele hałasu. Aż miło było mi czytać wywiad z Tomasem na łamach sport.pl. Cały tekst tutaj. Brawo, tak jak napisałem, intencja jest zawsze dobra, sposób realizacji już nie zawsze. Tym wywiadem uzmysłowiłem jeszcze bardziej, że w świecie, po którym się poruszamy, po drobnej korekcie swoich zachowań, stajemy się kimś zupełnie innym. Gdyby Trener Pacesas wypowiadał się w takim tonie, jak w wywiadzie z Łukaszem Cegliński, mój post zapewne nigdy by nie powstał. Tak dobra, merytoryczna rozmowa o koszykówce, na łamach prasy, nie odbyła się już dawno. Dziękuję zarówno redaktorowi Ceglińskiemu, a przede wszystkim Tomasowi. Dziękuję za to, że wspomniał o tym, że czas uruchomić byłych zawodników do działania na rzecz polskiej koszykówki. Sam taką potrzebę widzę i  miałem już okazję rozmawiać z Adamem Wójcikiem na ten temat. Takich ludzi trzeba wykorzystać. Pytanie rodzi się jedno, czy sami będą zainteresowani taką pracą? Wiele jest twarzy, które są pamiętane przez kibiców koszykówki. Dziś ludzie, którzy chodzili na mecze w czasach super prosperity koszykówki, to członkowie rad nadzorczych, wyższa kadra menadżerska, ludzie posiadający własne biznesy. Oni pamiętają wielki basket na Mazowszu, Dolnym i Górnym Śląsku. Od wschodu na zachód, od północy na południe znajdą się ludzie, którzy do dziś pamiętają jak świetnie bawili się na meczach koszykówki. Może czas przypomnieć im o sobie, ale już w innej roli.Roli kreatorów poza boiskowego świata koszykarskiego, mających realny wpływ na wydarzenia i rozwój dyscypliny. Jest Adam,  są  wspomnieni w artykule Andrzej Pluta, Jacek Krzykała. Są jeszcze Krzysiek Dryja,Piotr Szybilski bardzo mocno związani z Mazowszem i Pruszkowem.Jest też Poseł Maciek Zieliński. Tych twarzy jest bez liku.Wola i chęć działania powinna wyjść od Związku. Jak najbardziej zgadzam się z takim postrzeganiem rozwoju koszykówki. Panowie trenerzy jest Was wielu, którzy uczyliście się fachu u Trenera Urlepa, wyjdźcie naprzeciw oczekiwaniom młodszych kolegów, dzielcie się wiedzą. Jeżeli jesteś jak szklanka, wypełniona po brzegi,  wylej z siebie całą jej zawartość, i tak ona w Tobie zostanie, już została zapisana, zrobisz miejsce na nową informację, nową porcję wiedzy, która wypełni Cię znów kiedy się na nią otworzysz. Wejdziesz na wyższy poziom rozwoju. Wspomniani w artykule Trenerzy, bądźcie Liderami dla swoich kolegów. Bądźcie mentorami, tak jak swego czasu Urlep był mentorem dla Was. To można zrobić bez większego problemu. Weźcie pod swoje skrzydła, jednego "żółtodzioba". Po roku, dwóch będziemy mieli przynajmniej 10 nowych młodych trenerów, którzy pójdą w świat i zaczną pracować z młodzieżą. Zdobędą doświadczenie, którego nie ma szans nabycia na AWF- ach. Pewnie, że wyniki nie zmienią się dziś, czy jutro. Zaniedbania sięgają już ponad 10 lat. Początek końca prosperity na koszykówkę to lata 1999/2000. Wtedy zaczęła koszykówka swój marsz w dół. Także czas do Igrzysk w Brazylii, trzeba wykorzystać na przemeblowanie, zmianę w mentalności, o której wspomina Trener Pacesas. Do naprawienia jest wiele. Czy są  ludzie, którzy wezmą  odpowiedzialność za ścieżkę rozwoju koszykówki? Teraz przyszedł czas na grę innego rodzaju, choć jej sens jest taki sam, jak zawsze trzeba chcieć wygrać. Dziś Ci  ludzie, którzy popularność przynieśli przez parkiet, mogą zrobić to samo stając się współtwórcami nowej ery medialnych działaczy sportowych, którzy na nowo rozpropagują popularność koszykówki.
Pozdrawiam Leszek