czwartek, 24 marca 2011

Braco



Była końcówka sierpnia 2010  roku. Drogą rozwoju duchowego kroczę już jakiś czas. Może nie tak, kroczę od dnia poczęcia, nie mniej jednak świadomie idę od 5 lat. W poniedziałek zadzwonił przyjaciel i powiedział, że wybiera się do Wiednia na spotkanie z wyjątkowym człowiekiem. Zapytał się czy się z nim nie wybiorę. Niestety od miejsca, w którym mieszkam, a w którym obecnie się znajdywałem było jakieś 300 kilometrów. Miałem plan aby zwolnić się z dwóch dni treningowych i udać się do Warszawy i ruszyć do Austrii. Problemy piętrzyły się i piętrzyły. Trener nie był zbyt przychylny, autobusy ni w ząb nie pasowały i odpuściłem. Zdałem się na „los”. Co ma być to będzie. Jeżeli coś jest dla Ciebie to możesz być pewny, że okoliczności same się ułożą w taki sposób, byś znalazł się tam gdzie masz się znaleźć. W tym, jak i dziesiątki innych, życie ułożyło się tak, że wyruszyłem w podróż, jak się okazuje życia.  W czwartek, dwa dni przed wyjazdem, miała miejsce  przykra sytuacja, zmarł kolega przyjaciela, z którym miałem jechać. A że mieszkał 40 km od miejscowości, w której byłem, zacząłem się przybliżać do wyjazdu. W piątek wiedziałem że jadę. Choć jeszcze nie byłem pewny. Przeczucie mnie nie zawiodło. Pogrzeb odbył się w sobotę, moje zgrupowanie, zakończyło się w sobotę sparingiem. Dostałem zwolnienie  z ostatniego dnia, który i tak był wolny dla starszych zawodników. O godzinie 21 ruszyliśmy. Kiedy jedziesz pierwszy raz w nieznane miejsce czujesz się trochę podekscytowany i również trochę podenerwowany. Tak naprawdę nie wiesz czego się spodziewać. Do Wiednia dotarliśmy ok. 3.30, pięć godzin przed czasem. Mała drzemka, ćwiczenia poranne, śniadanie i na spotkanie. To co doświadczyłem, nie może zostać tu opisane. Kiedy piszę te słowa, łzy szczęścia napływają mi do oczu. Znów to uczucie deja vu. Już to przeżywałem, jestem przekonany, że to co w tej chwili robię robiłem już wcześniej. Te obrazy, przed moimi oczami, wow. Spotkanie z BRACO, bo to tam jechałem zapoczątkowało nowy etap w moim, jak i moich bliskich życiu. Energia, którą otrzymałem pozwoliła mi posprzątać w moim środku tak, że teraz, jak coś się we mnie kurzy to umiem szybko to zobaczyć i wyczyścić. Cóż takiego robi ten człowiek. Z doświadczeń, które mam mogę opisać, że przekazuje jakiś rodzaj wspaniałej energii, który leczy, uzdrawia, pomaga poczuć moc bezwarunkowej miłości. Pewnie nasuwa się pytanie „Ile to kosztuje?”. Spotkanie, całe nic. Dokładnie nic, nic, nic. Płacisz a raczej partycypujesz w wynajęciu Sali. Całe pięć EURO, po dzisiejszym kursie około 21 zł. Pokażcie mi takiego kogoś, kto daje tak wiele za tak niewiele. Kim jest ten człowiek. Nie ma sensu pytać jeżeli będziesz chciał na pewno się dowiesz. Mam już dziś niezliczoną ilość cudów jakie wydarzyły się od mego pierwszego spotkania, z tym wyjątkowym człowiekiem. Każdy ma prawo i możliwość doświadczenia tego z czym od prawie roku sam mam do czynienia. Poczytajcie o nim, poszperajcie w necie, czym więcej ludzi dowie się o jego istnieniu tym więcej ludzi będzie mogło poczuć się szczęśliwymi. Napiszę tylko, że nawet śmiertelnie chorzy dostąpywali łaski uzdrowienia. Byłem w Wiedniu już 5 razy od tego czasu i będę jeździł tyle ile będzie trzeba, by w mym wnętrzu zapanował spokój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz